Przyrzeczona rozdział 8 i 9
Rozdział 8
Kiedy tylko zaklęcie blokujące zdolnośći Loren znikło jej umysł zamknął się przed nim z trzaskiem.Będzie teraz słyszał tylko to co do niego mentalnie wyśle.Jest pełnoprawną czarownicą.Może wyczarować co tylko zapragnie.Rzuciła mu wyzwanie.Dlaczego starała się go zatrzymać?Przyjął je ale nawet ona nie mogła mu dać tego czego najbardziej pragnął.Nie potrzebował niczego poza nią.Może kiedy zostanie królową poprosi o zaszczyt wstąpienia do jej straży przybocznej.Chociaż w ten sposób będzie mógł być blisko niej bez żadnych podejrzeń.Siedział na werandzie i słyszał jak Loren chodzi po swoim pokoju.Zapewne była zbyt podniecona nową mocą aby pójść spać.Po chwili usłyszał odkręconą wodę.Zapewne bierze prysznic.Rozejrzał się po okolicznych krzakach.Wiedział że kryło się w nich czterech wojowników strzegących domu w nocy.On mógł odpocząć ale nie zamierzał się oddalać.Jak tylko Loren zaśnie przeniesie się pod jej drzwi i tam spędzi reszte nocy.Wyszła z łazienki i krzątała się po pokoju.Usłyszał jej wzburzony głos.
-Co za skończony idiota.
Drgnął lekko.Czyżby mówiła o nim.Wsłuchiwał się jeszcze przez chwilę ale nic więcej nie powiedziała.Położyła się do łóżka.To dobrze musi wypocząć.Kiedy jej oddech stał się miarowy co świadczyło że zasnęła przeniósł się pod drzwi jej sypialni.
Poranek był dla Loren bardzo intensywny.Po lekkim śniadaniu i pysznej kawie ćwiczyła wizualizację.Babcia wytłumaczyła jej jak czerpać moc z żywiołów.Okazało się to dziecinnie łatwe co tylko utwierdziło babcię o ogromnej potędze czającej się w jej ciele.Trochę mnie to przerażało.Około południa babcia zarządziła przerwę.
-Kochanie muszę odpocząć.Poćwiczymy wieczorem.
Powiedziała i poszła do kuchni.Trochę się o nią martwiłam.Nie wyglądała za dobrze.Zapewne przejmowała się tym wszystkim o wiele bardziej niż chciała pokazać.Ale uszanowałam to i nie poszłam za nią.Zastaniawiałam się gdzie jest Liam.Od wczoraj go nie widziałam.Boże a jeżeli jednak odszedł.Zostawił mnie.Poczułam ogromny ból i smutek.Muszę go zobaczyć.Zdałam sobie sprawę ze potrzebuję tego jak powietrza ale jeżeli on nie chce mnie oglądać.Czy mogę być aż taką egoistką i myśleć wyłącznie o sobie.Nie ,nie potrafę.Nie będę go więcej zatrzymywać.Naprawdę dam mu odejść?Sama myśl strasznie bolała.Ale nie mogę zmusić go do miłości.Rany naprawdę tak pomyślałam.Podeszłam do sofy i usiadłam czując słabość.Miłość?Teraz to do mnie dotarło.Kocham go i nie mogę go do niczego zmusić.Skoro niechce mnie widzieć muszę to uszanować.Wstałam i poczłapałam załamana do swojego pokoju.Jak tylko zamknęłam drzwi oparłam się o nie i osunęłam na podłogę nie mogąc zrobić już ani jednego kroku.Ukryłam twarz w dłoniach i rozpłakałam się.Znalazłam się w tak tragicznym położeniu.Kocham faceta który mnie nie chce a mam związać się z kimś innym.Uderzyła mnie pewna myśl.Już teraz wiem co mogła czuć moja matka.Płakałam nad sobą.Użalałam się nad moim losem.Nad beznadziejnościa mojego przyszłego życia.Nie wiem czy będę w stanie związać się z innym menzczyzną.Boże Liam wróć do mnie proszę.Łzy płynęły mi po policzkach i nie potrafiłam ich powstrzymać.Poczułam jego zniewalający zapach i dłoń na mojej głowie.
-Czemu płaczesz Loren?
W jego głosie słychać było troskę.Tak bardzo pragnęłam aby mnie przytulił ale nie mogłam go dotknąć.Nie mogłam.Bo gdybym to zrobiła a on by się odsunął rozpadła bym się na tysiące kawałków.Nie musi mnie kochać.Chce tylko aby był w pobliżu.Czemu to tak strasznie boli.Czułam jak głaska mnie po głowie.Jego dotyk wyzwalał fale przyjemności obezwładniającą moje ciało.Przyjemność jego dotyku odganiała ból we mnie.Kiedy nie odpowiedziałam złapał mnie za ramiona i podniósł do góry stawiając na nogi które natychmiast się pode mną ugieły.Złapał mnie mocniej i przytulił do swojej piersi.Jego ciepło przesączało się do mojego ciała rozgrzewając je od środka.Położyłam głowę na jego piersi i wsłuchiwałam się w bicie serca.Serca które mnie nie kocha.Ogarnęła mnie następna fala bólu.Dlaczego tak się katuje?
-Loren błagam powiedz mi co się stało.Ktoś cię zranił?Powiedz kto a skopie mu tyłek.
Otarłam ręką twarz i odsunęła się lekko aby spojrzeć mu w oczy.
-Czemu tak się mną przejmujesz?Co cię obchodzą moje uczucia.Jestem tylko zadaniem do wykonania.
Przyglądał mi się a w jego oczach dostrzegłam ból i tęsknotę a może mi się wydawało.
-Czemu tak mówisz Loren?Chcesz mnie ukarać.Za co?
Dalej wpatrywał się we mnie próbując rozszyfrować uczucia na mojej twarzy.Odwróciłam się wyrywając z jego objęć bo przestraszyłam się że za dużo wyczyta z mojej twarzy.Podeszłam do łóżka i usiadłam na brzegu wpatrując się w podłogę.Słyszałam jak bierze głęboki oddech pełen flustracji i podchodzi do mnie.Klęka przede mną i łapie moje dłonie.
-Loren błagam cię powiedz o co chodzi.Jak mogę ci pomóc?Zrobię wszystko.
Podniosłam głowę i spojrzałam w te przepastne niebieskie oczy które wpatrywały się we mnie z taką intensywnościa.Przełknęłam gule zaciskającą moje gardło.
-Nie możesz mi pomóc.
Pokręciłam głową odwracając wzrok od jego twarzy.
-Loren ja nie odejdę.Zostanę przy tobie tak długo jak będziesz chciała.Pamiętasz rzuciłaś mi wyzwanie i mam zamiar mu sprostać.
Ponownie pokręciłam głową.
-Nie musisz tego robić.Chciałam cię zmusić abyś został ale nie mogę być taką egoistką.Możesz odejść.Nie czuj się do czegokowiek zobligowany.Zwalniam cię z tego.
Po moich policzkach popłynęły kolejne łzy.Zamknęłam oczy ale on nie wstał dalej klęczał przede mną.
-Chcesz abym odszedł?Powiedz prawdę.
Jego głos był stanowczy bez cienia litości dla mojego serca.Otworzyłam oczy i szybko otarłam łzy aby na niego spojrzeć.
-Nie.
I to wystarczyło.Nic więcej nie musiałam dodawać.W jego oczach błysnęło jakieś uczucie którego nie potrafiłam zidentyfikować.Ujął mnie pod brodę przytrzymując w ten sposób kiedy jego usta delikatnie dotknęły moich warg.Odchylił się odrobinę aby spojrzeć w moje oczy szukając paniki,gniewu?Nie wiem czego ale tego nie dostrzegł wiec ponownie dotknął moich ust swoimi.Delikatnie skubał i pieścił czekając aż zareaguję w jakikolwiek sposób.Moje usta ożyły i odwzajemniły jego pieszczote na co on wydał cichy pomruk przyjemności głeboko w swojej piersi.Jego język delikatnie muskał moje wargi prosząc abym wpuściła go do środka.Nie musiał długo czekać moje usta rozchyliły sie pochłaniając go .Kiedy dotknął mojego języka wezbrała we nie fala pożądania kumulująca się między moimi udami.Piersi nabrzmiały a moje ręce powędrowały aby go przytulić.Podniósł się z kolan i łapiąc mnie za kark pogłębił jeszcze pocałunek jednocześnie popychając mnie na łóżko.Kiedy tylko moje plecy dotknęły chłodniej pościeli poczułam jak przyciska mnie swoim ciężarem.Tak słodkim ciężarem rozpalającym każdy fragment mojego ciała.Płonęłam dla niego i przez niego.Tak bardzo łaknęłam tego męzczyzny.Brakowało mi tchu.Przerwał na chwilę aby wymruczeć prosto do mojego ucha.
-Nie każ mi odchodzić.Bez ciebie umrę.
Zadrżałam na te słowa.Jego usta ponownie zawładnęły moimi w dzierając się we mnie językiem.Smakował mnie.Delektował się.Czułam jego twarde i gorące ciało ale jego ręce nie dotykały mnie.Opierał się na łokciach niechcąc mnie przygnieść i całował ale nie dotykał.Nie zamierzałam narzekać.Brałam co mógł mi dać chociaż chciałam o wiele,wiele więcej.Oderwał się ode mnie a jego oczy błyszczały czerwienią.Już wiedziałam co to oznacza.Pragnął mnie.
-Rany Loren.
Wyszeptał.Opadł obok i zgarnął mnie przytulając mocno.Przycisnęłam policzek do jego piersi chłonąc jego cudowny zapach.Oddychał ciężko a jego serce biło szybko tak jak moje.
-Jesteś niewinna.Nie mogę cię tknąc chociaż tak bardzo cię pragnę.
Wymruczał w moje włosy a ja poczułam jak ponsowieje.Cholera skąd on wie że jestem dziewicą.Zamknęłam oczy i zebrałam się na odwagę.
-Skąd wiesz ?Może byłam już z menzczyzną.
Westchnął głegoko.
-Czuję to w twoim zapachu.Jesteś dziewicą.
Zrobiło mi się gorąco.
-Jak to czujesz?
Byłam naprawdę zaskoczona a jednocześnie zażenowana.Poczułam jak lekko drży chichocząc.
-Mam bardzo wrażliwy wech.To jeden z moich talentów.
Zafascynowało mnie to.Następny strzęp infornacji o nim.
-A inni też to potrafią?
Pocałował mnie w czoło.Poczułam gorący oddech na swojej skórze.
-Wampiry po osiągnięciu pewnego wieku a wilki od urodzenia.
Byłam szczęśliwa że zaufał mi aby to wyjawić i doznałam olśnienia.
-Czy ty już nie słyszysz moich myśli?
Poruszył się lekko aby jeszcze mocniej mnie przytulic.Położyłam rękę na na jego brzuchu na co on nabrał gwałtownie powietrza ale kiedy chciałam ją zabrać złapał mnie i przytrzymał abym tego nie robiła.
-W momencie jak znikło zaklęcie blokujące magię twój umysł się zamknął.
Uśmiechnęłam się delikatnie i założyłam nogę na jego nogi.
-Pamiętasz co mi obiecałeś ?
-Myhhhy.
Odpowiedział .Ten dzwięk był tak zmysłowy aż przebiegły mi dreszcze po plecach.Wyczuł moje drżenie i ponownie pocałował mnie w czoło.
-Pytaj o co chcesz.Odpowiem na każdę pytanie.
Uśmiechnęłam się i wtuliłam mocniej policzek.
-Każde?Napewno?
-Tak.
Odetchnęłam głebiej.
-Ile masz lat?
-Tysiąc siedemset trzydzieści osiem.
Zaparło mi dech.Matko boska prawie dwa tysiące lat.Co on musiał widzieć i ile przeżyć.To niesamowite.
-Jestem za stary?
Zażartował.
-Nie chcesz zadawać się z takim staruchem?
Ale mimo żartobliwego tonu w jego głosię dało się wyczuć niepewność.
-Nie.
Odpowiedziałam krótko.
-Po prostu jestem zaskoczona.
Poczułam jak przesuwa rękę po moich plecach delikatnie głaszcząc mnie przez materiał bluzki.Ponownie zabrakło mi powietrza a on zauważając to znieruchomiał.
-Następne pytanie.
-Jakie masz zdolności?
Spioł się nieznacznie na te słowa.
-Wiesz że nie możesz nikomu o tym powiedzieć Loren.
-Tak wiem.Możesz mi zaufać.
Odetchnął głeboko.
-Telepatia,kreowanie snów,telekineza,teleportacja.Mam wyostrzony słuch,węch i wzrok.Mam nadludzką siłe i potrafię zawładąć czyimś umysłem.Mogę także ukryć się w mroku osłaniająć cieniem.
Zadrżałam.To jest nie do pojęcia.Takie zdolności.
-Czy wampiry są nieśmiertelne?
-Nie do końca. Można nas zabić.
Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie słowa babci że mój dziadek zginął.
-Jaki jest wasz świat?
Oparł policzek o moją głowę.
-Bardzo podobny do ludzkiego.Większość z nas pracuje.Zarabia pieniądze.Zakłada rodziny.
-Rodziny?Przecież magicznych kobiet jest tak niewiele.
-Tak Loren jest ich bardzo mało dlatego ci którzy nie mają szans na związek z taką kobietą związują się z ludzmi.Czasem adoptują dzieci.
Byłam bardzo zintrygowana.
-Naprawdę?Ukrywają kim są?
-Nie .Te kobiety znają prawdę i ją akceptują.
-No dobrze ale przecież żyją stosunkowo krótko względem swoich partnerów.
-Jeżeli przyjmują krew mogą żyć kilkaset lat.
-Na ludzi też to działa?
-Nasza krew działa na wszystkie żyjące istoty.Przedłuża życie i uzdrawia a niektórym gatunkom dodaje siły i wzmacnia magię.Dlatego zdarza się że młodsze wampiry zostają porywane dla krwi.
Podnoszę lekko głowę zszokowana tą informacją aby spojrzeć w jego oczy.
-To straszne.
Podniósł rękę i dotknął mojego policzka.Jego oczy błyszczą.Usta lekko się rozchylają.Czuję jak wzbiera we mnie pożądanie . Oblewam się rumiencem i chowam twarz w jego koszuli.Rany skoro ma taki dobry węch to zapewne czuje moje podniecenie.Ależ to krępujące.Zaraz ,zaraz przypominam sobie swój sen.Spoglądam na niego ponownie.
-Byłeś w moim śnie.To ty go stworzyłeś prawda.
Potakuje lekko głową i się uśmiecha.
-Czy nadal możesz wejść do mojego snu?
Pytam patrząc na jego uśmiechające się usta.
-Mogę ale teraz musisz mnie wpuścić.Mógłbym zrobić to siłą ale nie chcę cię ranić.
Podsunęłam się odrobinę w górę aby delikatnie pocałować go w te zniewalające usta.Złapał mnie za kark i delikatnie przytrzymał aby pogłebić pocałunek ale wtedy usłyszeliśmy nawoływania babci.
-Loren zejdz na dół proszę.Ktoś chce z tobą rozmawiać.
Liam oderwał się od moich ust.
-Wilki.
Szepcze.Wstajemy a on poruszając się niewyobrażalną prędkością otwiera drzwi i nasłuchuje.Po chwili wciąga powietrze.Podchodzę do niego.
-Kto tam jest?
Odwraca się do mnie i zamyka drzwi.
-Samiec alfa i kilku członków stada wilków.Spryskaj się perfumami aby osłabić trochę mój zapach.Nie mamy czasu abyś wzięła prysznic i się przebrała.
Potakuję głową i podchodzę do toaletki.Spoglądam na swoje odbicie.Usta mam zaróżowione a oczy błyszczące.Szybko przeczesuję włosy.Spryskuję się perfumami i nakładam błyszczyk aby ukryć moje opuchnięte wargi.Odwarcam się do Liama.
-Czego on chce?Słyszałeś coś?
Spogłada na mnie.
-Tak rości sobie prawo do ciebie bo twierdzi że oddałaś się jego synowi Todowi.
Zbladłam.
-Ale między nami do niczego nie doszło oprócz pocałunków.
-Wiem Loren.Przecież to czuję.
-No właśnie więc może wystarszy jak tam zejdę i dam się obwąchać tym kundlom.
Zirytowałam się na co on uśmiecha się szeroko.Jego oczy błyszczą z rozbawienia.
-Pamiętaj nie okazuj strach.Zachowaj dystans.Żadnych emocji.
Zaciskam usta.Dam radę.
-Ale jeżeli oni mają taki dobry węch zauważą że się boję.
Łapie mnie za ramiona.
-Czuć stach a go okazywać to dwie różne sprawy.Nie daj się sprowokować.Będę przy tobie.Niczym się nie martw.Moi wojownicy są na zewnątrz.Wystarczy jedna moja myśł.Rozumiesz.
Potaknęłam głową.Będę jak skała.Nic nie pokaże.Dam radę.Będę zimna i wyniosła.Wychodzimy na korytarz.Schodzimy po schodach.Wchodzimy do salonu.Moja obecność natychmiast zostaje zauważona.Wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę.
-Witam panów.
Staram się aby mój głos był zimny i stanowczy.Nawet mi się udało.
-Cóż was do mnie sprowadza?
Stało przede mną ośmiu likantropów.Wielkich jak dęby.Zajmowali praktycznie cała przestrzeń w pokoju.Jeden wpatrywał się we mnie natomiast pozostałych siedniu w niego.
-Witaj pani.Nazywam się Goram i jestem przywódcą watachy wilków oraz ojcem Toda.
Przyjrzałam się ogromnemu wilkowi.Trochę ciemniejsze i dłuższe włosy niż u jego syna ale oczy niemal identyczne.Dwudniowy zarost dodawał mu wieku.Był przystojny ale na szorstki sposób.Zmarszczki na jego twarzy dawały mu wygląd twardego drania.
-Znam twojego syna Toda.
Powiedziałam lekko podnosząc głowę i spoglądając na niego miałam nadzieję zimnym i bezwzględnym wzrokiem.
-Właśnie.On twierdzi że mu się oddałaś i należysz do niego.
Krew się we mnie zagotowała z gniewu ale starałam się aby moja twarz pozostała bez żadnego wyrazu.
-To kłamstwo.Twój syn to brutal.Dwukrotnie pocałował mnie wbrew mojej woli.Ale do niczego więcej nie doszło.
Goram zmarszczył czoło.Zamyślił się chwilę i odparł.
-Jest prosty sposób aby potwierdzić twoje słowa.Ale musiał bym w tym celu podejść do ciebie pani.Odrazu zapewnie że z mojej stony nic ci nie grozi.
Spojrzałam w te pomarszczoną męską twarz.Czułam milczącą obecność Liama za moimi plecami która dodawała mi odwagi.
-Zgadzam się ale bez dotykania.
Skłonił delikatnie głowę.
-Oczywiście pani.
Ruszył szybkim krokiem.Kiedy zbliżał się do mnie robił się coraz większy a mnie ogarniało coraz większe przerażenie.Walczyłam aby się nie cofnąć.Poczułam delikatne muśnięcie w mojej głowie i zapach Liama.Uchyliłam lekko drzwi mojego umysłu wpuszczając go do środka.
-"Spokojnie Loren.Nie okazuj stachu.Jestem tu."
Odetchnęłam głębiej.Spojrzałam w górę patrząc prosto w oczy tego potężnego męzczyzny.Jego spojrzenie było czyste i ostre.Zatrzymał się przede mną na wyciągnięcie ręki.Przechylił lekko głowę i nabrał tak gwałtownie powietrza aż zafalowały mu nozdrza.Wyraz jego oczu natychmiast uległ zmianie stał się łagodniejszy i ujrzałam w nich szacunek.
-Wybacz pani za to nieporozumienie.Winni tej sytuacji poniosą konsekwencje.Jesteś bez skazy.
Po czym odwrócił się do pozostałych.
-Idziemy.
Warknął do nich i opuścili dom.Kiedy zamknęły się za nimi drzwi dopiero wypuściłam wstrzymywany oddech.Babcia i Róża patrzyły na mnie blade i zszokowane.Liam dotknął mojego ramienia.
-Świetnie sobie poradziłaś.
Powiedział i podszedł do mnie racząc mnie swoim olśniewającym uśmiechem.
-Dziękuję za wsparcie.Bez ciebie nie dała bym rady.
Odwzajemniłam uśmiech i spojrzałam na sparaliżowane kobiety.
-Babciu ,Różo wszystko wporządku?
Spojrzały na siebie.
-Tak dziecko.Nie dostaniemy zawału.
Odpowiedziała babcia ciągle troszkę blada.
-Muszę napić się kawy.
Powiedziałam oblizując usta.
-Jest w czajniczku w kuchni.Taką jak lubisz skarbie.
Odpowiedziała babcia.Spojrzałam na wampira.
-Liam chcesz kawy?
Po czy mnie czekając na odpowiedz skierowałam się do kuchni.Usłyszałam za sobą jego kroki i głos.
-O tak.W dużym kubku i z ogromną ilościa cukru.
Zaśmiałam się i weszłam do kuchni.Kiedy nalałam nam kawy i usiadłam przy stole podałam mu kubek.Wziął go bez słowa i spojrzał mi w oczy.Była w nich duma.
-Będziesz wspaniałą królową.
Zaksztusiłam się kawą i odkaszlnęłam.
-Słucham?
Zapytałam.
-Wilków lub wampirów.Jesteś z królewskiego rodu więc tylko tacy kandydaci wchodzą w grę.Równi twojej krwi.
-Nie chce i nie będę niczyją królową.
Sapnęłam z gniewem.Patrzył na mnie a na jego twarzy widniał ból.
-Takie jest twoje przeznaczenie Loren.
Odpowiedział cicho wpatrując się we mnie.Wezbrał we mnie jeszcze wiekszy gniew.
-Przestań z tym przeznaczeniem.Zamierzam ukrztałtować swoją przyszłość sama na ile to jest możliwe.Nie poddam się bez walki jakiemuś tam przeznaczeniu.
Patrzył na nią dużymi i bardzo zdziwionymi oczami.Nie takich słów się spodziewał.Będzie walczyć o co?O szczęście?Każdy wampir którego wybierze zrobi wszystko aby jej dać co tylko zapragnie.
-Co przez to rozumiesz Loren?
Zamyśliłam się przez chwilę.Co mam mu powiedzieć że go kocham i nie mogę być z nikim innym.Nie mogę tego zrobić.
-Chcesz usłyszeć moją definicję szczęścia?
Potaknął głową.
-Bycie z kimś kogo się kocha a on kocha ciebie.Spełniona i odwzajemniona miłość.
Posmutniał.
-Miłość.
Szepnął.
-Czym że jest miłość w porównaniu z honorem i obowiązkiem.Miłość to egoizm.Ty jesteś szczęśliwy ale wszyscy wokół ciebie cierpią.
Wyglądał na zrezygnowanego.Co go spotkało w jego życiu że ma takie zdanie o miłości.
-To znaczy że poświęcił byś miłość aby uszczęśliwić wszystkich tylko nie siebie?A co z osobą która by cię kochała?Ja też byś poświęcił dla dobra innych?
Patrzyłam prosto w te jego niebieskie hipnotyzujące oczy w których błyszczało jakieś uczucie którego nie potrafię nazwać.
-A ty?
Zapytał.
-Potrafiła byś poświęcić wszystkich i wszystko dla miłośći?
Wpatrywałam się a w jego oczach dostrzegłam łzy.Na pewno?Spuścił na chwil głowę i otarł oczy rękami.
-Nie znam odpowiedzi na to pytanie.
Odpowiedziałam ważąc każde słowo.
-Mam nadzieję że nie będę musiała dokonywać takiego wyboru.
Westchnęłam.Przyglądał mi się i zmarszczył brwi jakby wyczytał coś z mojej twarzy.
-Czy ty jesteś w kimś zakochana?
Zapytał a mi gardło się zacisnęło.Nie potrafiłam wydusić słowa.Kiwnęłam tylko głową bo nie mogłam zaprzeczyć.Kiedy zauważył moją odpowiedz w oczach dostrzegłam rozczarowanie i żal.Jak to?Dlaczego?
-Mam nadzieje że ten kogo kochasz odwzajemni to uczucie.
Powiedział ze smutkiem nie patrząc na mnie.Spoglądał na swój kubek i obracał go w dłoni.Do kuchni weszła babcia.
-Jak kawa?
Zapytała zatrzymując się przy stole przyglądając się nam.
-Pyszna babciu jak zawsze.
Wstałam i odstawiłam kubek do zlewu.Kierując się do drzwi oznajmiłam.
-Idę do swojego pokoju.Mam sporo do przeczytania.
Wyszłam.Głowa mnie bolała ale to było nic w porównaniu z bólem serca.On mnie nie kocha.Pożąda owszem ale nie kocha.
Rozdział 9
-Liam chcesz jeszcze kawy?
Wyrwany z odrętwienia przez głos Estell zamrugał kilka razy .
-Nie dziękuję.
-Pyszna kawa.
Dodał po chwili.
-Wampiry.
Westchnęła Estell
-Tyle wieków chodzisz po świecie a jesteś taki ślepy.
Słowa Estell odbiły się w mojej głowie.Co?Nie rozumiem.Miała na twarzy delikatny uśmiech i lekko kiwała głową.Nie.To nie możliwe.No tak Loren go pragnęła ale to nie to samo co miłość.Przypomiał sobie wyraz jej oczu kiedy ją całował .To uczucie z jakim na niego patrzyła.I kiedy potwierdziła że jest zakochana jej oczy wyrażały to samo uczucie.Czy to jest możliwe żeby?Żeby to jego kochała?Rany boskie to niemożliwe.Poderwał się z krzesła.
-Przepraszam.
Wymruczał i wybiegł z kuchni.
Loren krążyła po swoim pokoju.Co ja mam zrobić?Boże jestem zrozpaczona.Muszę wziąść się w garść.Podeszłam do łóżka i usiadłam.Nie mogę o nim myśleć.Sięgnęłam po dokumenty i pogrążyłam się w lekturze.Po jakiś trzech godzinach postanowiłam zrobić przerwę.Strasznie dużo tych papierów.Z tego co zrozumiałam obiecują spełnić każdą moją zachciankę,obsypać mnie kasą ,otoczyć luksusem.Masakra czuję się jak towar na sprzedaż.W sumie to nim jestem.Jedną dezyzję już podjęłam.Napewno nie zwiąże się z wilkiem.Przerażają mnie.Dobra jestem głodna.Wstałam i podeszłam do drzwi ale kiedy je otworzyłam ujrzałam Liama siedzącego na przeciwko na podłodze.Drgnełam wystraszona.Nie spodziewałam się.Wpatrywał się w podłogę zamyślony tak bardzo że nie zauważył mojej obecności.
-Liam.
Wyszeptałam.Ocknął się i spojrzał na mnie zaskoczony.
-Dlaczego siedzisz pod moimi drzwiami?
Podniósł się .
-Czuwam nad twoim bezpieczeństwem.
Powiedział a w jego głosie był chłód.Nie patrzył mi w oczy.
-I dlatego siedzisz na podłodze?
Zapytałam zdziwiona.Nie odpowiedział tylko skinął głową.
-W nocy też tu siedzisz?
Ponowne potaknięcie głową.
-Śpisz pod moimi drzwiami?
Dopiero teraz spojrzał mi w oczy.
-My nie śpimy.
Osłupiałam.Nie sypiają no dobrze następy zaskakujący fakt ale siedzi tu w nocy i mnie pilnuje.To jest naprawdę dziwne.
-To jest porąbane.
Rzuciłam i poszłam do kuchni.Kiedy byłam na schodach usłyszałam jego kroki.Teraz będzie za mną łaził jak cień?Weszłam i skierowałam się do lodówki.Wyciągnełam masło orzechowe i chleb.Kiedy usiadłam przy stole aby zrobić sobie kanapkę on stał przy drzwiach i milczał.
-Też chcesz?
Zapytałam podnosząc słoik z masłem orzechowym.Pokręcił przecząco głową.Nie wytrzymałam.
-Co się dzieje?Czemu jesteś taki milczący?Teraz będziesz się tak za mną snuł?
Kiedy nic nie odpowiedział moja irytacja wzrosła.
-Cholera jasna.Powiesz coś w końcu?
-Czy ty mnie kochasz?
No dobra.Chciałam aby się odezwał ale nie myślałam że zapyta o coś takiego.Krew odpłynęła mi z twarzy a w płucach zabrakło powietrza ale nie mogłam go zaczerpnąć.Sparaliżowana wpatrywałam się w jego smutną twarz.To dla tego jest taki przybity bo zoriętował sie co do niego czuję.Ogromy ból rozlał się po mojej klatce piersiowej.Nie chce mojej miłości.Nie dostanie jej.Skoro jest dla niego powodem do smutku to nidy jej nie dostanie.
-Zostaw mnie samą.
Wyksztusiłam przez zaciśnięte gardło.Przyjrzał mi się dokładniej i zrobił krok w moją stronę.
-Odpowiedz.
Zażądał.
-Po co?Żebyś miał wymówkę aby odejść i obarczyć mnie za to winą.Nic z tego.To kogo kocham to moja sprawa.
Byłam tak wściekła że miałam ochotę czymś w niego rzucić.Co za bezczelny wampir.Ale kiedy zobaczyłam wyraz jego twrzy.Szok i niedowierzanie.Dotarło do mnie co powiedziałam.Przyznałam się.Nie bezpośrednio ale jednak potwierdziłam jego przypuszczenia.Poczułam natychmiast jak policzki mi płoną.Nie mogę na niego patrzeć.Muszę stąd wyjść.Zerwałam się z miejsca i ruszyłam biegiem do drzwi ale kiedy chciałam go ominąć zastąpił mi drogę z wampirzą prędkością i złapał w ramiona.Chciałam się wyrwać.Szarpałam się i okładałam go pięściami gdzie popadnie ale on mnie nie puszczał.Stał niewzruszony.
-A gdybym ci powiedział że też cię kocham.
Powiedział stanowczym głosem.Kiedy dotarł do mnie sens jego słów natychmiast zastygłam w bezruchu wpatrując się w jego niebieskie spojrzenie.Kocha mnie.Naprawdę to powiedział.Nie wypuszczająć mnie z objęć pochylił się lekko i dotknął wargami moich ust.To było jak dotyk skrzydeł motyla.Ledwo muśnięcie ale obudziło we mnie wrzące pożądanie.Ponownie spojrzał mi w oczy.
-Kocham cię i nie potrafię przestać.
Wymruczał.Czekał na moją reakcję.Wpatrywałam się bez słowa.Uśmiechnął się lekko.
-Zamierzasz coś powiedzieć?
Zapytał cicho.
-Nie.
Wyszeptałam po czym podniosłam ręcę i złapałam go za włosy.Wplątałam w mnie palce i przyciąnęłam jego głowę aby zawadnąć ustami.Nie protestował tylko złapał mnie mocniej i przytulił odwzajemniająć pocałunek.Jego gorący język pieścił mój a ja czułam gorąco i wilgoć miedzy nogami.Szarpałam lekko jego włosy żądając aby dał mi więcej.Więcej siebie.Jego gorące dłonie błądziły po moich plecach.W końcu z lekkim westchnieniem oderwał się ode mnie i zatonął spojrzeniem w moich oczach.
-Loren nie możemy posunąć się dalej bez oficialnej zgody Rady.Inaczej złamiemy prawo.
Dyszałam przez uchylone usta.Błądziłam wzrokiem po jego twarzy.
-Rozumiesz?
Zapytał delikatnie na co ja kiwnęłam głową.Odetchnął głęboko.Złapał mnie delikatnie za kark i przycisnął moją głowę do swojej piersi.Staliśmy tak delektując sie swoim ciepłem i bliskością.Słyszałam miarowe bicie jego serca a zapach jego ciała upajał mnie i oszałamiał.Cóż za wspaniały męzczyzna.Nagle odsunął mnie od siebie i obejrzał przez ramię spoglądając na drzwi.Usłyszałam kroki a po chwili do kuchni weszła babcia.
-A tu jesteście gołąbeczki.
Powiedziała ze śmiechem przyglądając sie nam.Znowu gorący rumieniec oblał moje policzki.Spojrzałam ukradkiem na Liama .Przyglądał mi się i lekko uśmiechał.Babcia pokręciła głową nie przestając się uśmiechać po czym ruszyła do szafek.
-Jeżeli nie macie nic przeciwko to przenieście się do salonu.Za godzinę będzie objad.
Powiedziała wyciągając garnek z szafki.Bez słowa wyszliśmy z kuchni ale nie poszliśmy do salonu.Ośmielona jego wyznaniem złapałam go za rękę i zaprowadziłam do swojego pokoju.Nie opierał się.Kiedy byliśmy w środku zaciągnęłam go obok łóżka i pchnęłam lekko aby na nie opadł.Kiedy już się na nim znalazł usłyszałam jego dżwięczny śmiech.
-Boże Loren.Nie zachowujesz się jak niewinna dziewczynka.
Patrzyłam na tego wspaniałego menzczyznę leżącego na moim łóżku nie wiedząc co dalej z nim zrobić.Wzruszyłam ramionami na jego słowa.
-A jak według ciebie powinnam się zachowywać?
Zapytałam oglądając jego idealne ciało.Nie odpowiedział.Jego uśmiech znikł z twarzy a spojrzenie stało sie bardzo intensywne.Wciągnął głeboko powietrze a żrenice mu się rozszerzyły zapewne wyczuwając moje podniecenie.Czułam się rozedrgana w środku.Łaknęłam go.Boże pomóż mi nie oszaleć z pożądania.Podeszłam krok do przodu i usiadłam na krawędzi łóżka raptem onieśmielona całą sytuacją.Podniósł sie do pozycji siedzącej i przytulił mnie do swojego twardego,męskiego ciała.Oparłam głowę na jego ramieniu,zamknęłam oczy i wciągnęłam jego zapach.Poczułam się jak pijana z pożądania do tego niesamowitego męzczyzny.Nagle ciało Liama napięło się.Puścił mnie i wstał.Podszedł natychmiast do okna a ja usłyszałam przeciągłe wycie wilka.Co do cholery?Liam wyciągnął telefon z kieszeni.Nacisnął kilka przycisków.Odwrócił się i z wampirzą prędkościa znalazł sie obok mnie.Schował komórkę i załapał mnie za ramiona podnosząc do góry.
-Liam co się dzieje do diabła?
Zapytałam mocno zaniepokojona wyrazem jego twarzy.Poczułam panikę.Moja krew przyśpieszyła razem z sercem które wpadło w szaleńczy rytm.Nic nie mówiąc złapał mnie jeszcze mocniej i przytulił.Wtedy zapadła ciemność.Boże co się dzieje.Jestem przerażona.Poczułam zawroty głowy i mdłości.Nic nie widziałam.Czułam tylko ramiona Liama.Nagle rozbłysło świato raniąc moje oczy które natychmiast wypełniły się łzami.Zaczęłam mrugać aby przyzwyczaić sie do światła.Rozejrzałam się do okoła ale nie poznawałam otoczenia.Nie byliśmy już w moim pokoju.Ciągle jeszcze trochę otumaniona pokręciłam lekko głową.
-Gdzie my jesteśmy?
Zapytałam cicho.Liam westchnął lekko.
-W siedzibie Rady.
Odpowiedział któtko.Odsunęłam się lekko aby spojrzeć mu w twarz.
-Dlaczego?
Zapytałam.Przyglądał mi się przez chwilę.
-Tod przejął dowództwo nad watachą.Nie mogłaś tam zostać.
Rany boskie.Serce stanęło mi na chwilę po czym ruszyło szaleńczym rytmem.
-Co z moją babcią i Różą?
Wykrzyknęłam przerażona.Jeżeli coś im się stanie.Ja tego nie przeżyję.Poczułam jak moje ciało dygocze ze strachu.
-Spokojnie Loren.Nic im nie jest.Też zostały ewakułowane.Są obok.
Odetchnęłam z ulgą i zamknęłam oczy.Całe szczęście.Nic nikomu się nie stało.Oparłam policzek na jego piersi.Tak jest mi dobrze.Chcę zostać w jego ramionach do końca świata.
-Loren dobrze się czujesz?
Zapytał cicho pochylając sie do mojego ucha.
-Myyhyy.
Wymruczałam.Nawet lepiej niż dobrze.Cudownie.
-Chodz usiądziesz.Musimy porozmawiać.
Westchnęłam ciężko i pozwoliłam się zaprowadzić do sofy która stała na środku pokoju.Usiadłam i rozejrzałam się.Pokój był pięknie urządzony.Eleganckie i nowoczesne meble.Ciemne obicia sofy i foteli kontrastowało z jasną podłogą z marmuru.Wszystko było w odcieniach szarości.Liam usiadł obok ale mnie nie dotykał.Spojrzałam na niego.Był przygnębiony.
-Loren ze względu na tę sytuację musisz natychmiast podjąć decyzję z którym gatunkiem się zwiążesz.
Patrzyłam na niego nic nie rozumiejąć.Byłam ciągle otumaniona.
-Czy ty mnie teleportowałeś?
Pokiwał głową i dalej mi się przyglądał.
-Loren Rada czeka na twoją decyzję.To jest bardzo ważne.
Decyzję?Jaką decyzję?Miałam mętlik w głowie.
-To znaczy?
Zapytałam.Westchnął zniecierpliwiony.
-Loren musisz wybrać.Wampiry albo wilkołaki.Inaczej zostanę oskarżony o porwanie.
Jak to o porwanie.Patrzyłam zdziwona.
-Ale ty mnie uratowałeś.Jak mogą oskarżać cię o porwanie?
Zacisnął usta i pokręcił głową.
-Takie jest nasze prawo.Nie wolno mi było zabierać cię przed podjęciem decyzji.Ale musiałem bo wilki otoczyły dom.Było ich zbyt wielu abym mógł cię obronić.
Potaknęłam głową.
-Ja już podjęłam tą decyzję więc gdzie jest ta Rada.
Przyjrzał mi się uważnie.
-Czekają na ciebie.
Podniósł rękę i wskazał drzwi.
-Tam.
Dopiero teraz dotarła do mnie powaga tej sytuacji.Mój umysł zaczął wkońcu kojarzyć.Dobra.Zaraz tam pójdę.Zaraz.Za chwilę.Boże ma ochotę stąd uciec.Nabieram powietrza.Spokojnie.Jeden wdech.Drugi.Opanuj się.Dasz radę.Próbuję się zmotywować ale nadal czuję jak wszystko w środku trzęsie się jak galareta.
-Wejdziesz tam ze mną?
Pytam nieśmiało.Widzę jak potakuje głową i wstaje.Oddycham jeszcze raz bardzo głęboko i też wstaję.Liam idzie przede mną i otwiera drzwi.Odsuwa się aby mnie przepuścić.Moim oczom ukazuje sie olbrzymie pomieszczenie w którym po przeciwnej stronie znajduje się pół okrągła ława za którą siedzą jacyś ludzie.Prześlizguje się spojrzeniem po ich twarzach.Wszyscy są bardzo poważni i wszyscy wpatrują się we mnie.Jest ich około dwudziestu i są to sami męzczyżni.Podchodzę do fotela który stoi na środku tej ogromnej sali.Nie ma tu żadnych okien.Same gołe,jasne ściany.Światło pada z ogromnego,kryształowego żyrandola pod sklepieniem.Siadam niepewnie na krawędzi folela i przełykam z trudem ślinę.Ze strachu zaschło mi w ustach.Przypominam sobie słowa Liama.Nie okazuj strachu.Rozglądam się za nim.Stoi jakieś dwa metry za fotelem na którym siedzę.Jego wzrok jest utkwiony w podłodze.Oddycham z ulgą i spoglądam ponownie na męzczyzn.
-Witaj Lady Loren w siedzibie Rady Najwyższej Starszych.
Odezał się ciemnowłosy męzczyzna siedzący w samym środku.Zapewne jakiś przewodniczący albo sędzia.Odksząknełam.
-Witam wszystkich.
Powiedziałam łamiącym się głosem na co nieznajomy zmarszczył lekko brwi.Wyczuł moją słabość i strach.Weż się w garść Loren.Nakazuję sobie w duchu.
-Czy podjęłaś Pani decyzję z którym gatunkiem zwiążesz swoją przyszłość?
Odezwał sie ponownie ten sam męzczyzna.Uniosłam lekko głowę.
-Tak.Ale zanim ogłoszę tą decyzję pragnę otrzymać odpowiedż na moje pytanie.
Odpowiedziałam a mój głos zadzwięczał mocno w ogromnej sali.Był wyrażny i silny na co poniektórzy męzczyżni uśmiechali się lekko.Jak także uniosłam nieznacznie konciki swych ust.
-Jakież to pytanie?
Wszyscy lekko pochylili się nad stołem w moją stronę jakby chcieli mnie lepiej słyszeć.
-Czy moi rodzice żyją?
Powiedziałam głośno i stanowczo.Po moich słowach rozległ się cichy szmer rozmów.Po chwili wszystko ucichło.
-Zostali straceni wiele lat temu.
Padła odpowiedż z ust nieznajomego.Kiwnęłam głową.Poczułam jak serce mi zamiera.Moja tląca się nadzieja ulatuje.Jestem lekko odrętwiała ale otrząsam się i biorę głeboki oddech.Wiem że czekają na moją decyzję.
-Wybieram wampiry.
Mówię i ponownie rozległ się szmer tym razem głośniejszy.Kiedy w końcu zapadła cisza ponownie odzywa się ciemnowłosy męzczyzna.
-Dobrze.Zostaniesz przeniesiona do tajnej siedziby gdzie podejmniesz decyzję co do partnera.Będą tam pojawiać się wybrani przez ciebie męzczyżni abyś mogła ich poznać.Twoja babcia i Róża zostaną tutaj.
-Ale dlaczego?
Zaprotestowałam.
-Potrzebuję Ich.
Męzczyzna pokręcił głową.
-Zbyt duże natężenie magii w jednym miejscu.Miejsce twojego pobytu musi zostać w sekrecie a tak się nie stanie jak zostaniecie razem.Dostaniesz nauczycielkę magii a bliskich będziesz mogła odwiedzać tutaj.
Potaknęłam głową.Rozumien że moje bezpieczeństwo jest najważniejsze.Jeżeli będę mogła się widywać z babcią to jakoś to przeboleję.
-Liamie.
Męzczyzna zwrócił się do mojego wampira.Mojego.Pewnie że mojego.
-Udasz się razem z nią.Zostaniesz jej obrońcą krwi.Jeżeli wywiążesz się z zadania będziesz mógł ubiegać się o kobietę.
Cała krew odpłynęł mi z twarzy.Jak to o kobietę.To znaczy kiedy ja zwiąże się z jakimś męzczyzną o też będzie mógł ...Nie nie mogę nawet o tym myśleć.Muszę coś zrobić.
-Jeszcze jedna sprawa.
Powiedziałam dosyć głośno aby zwrócić ich uwagę.
-Chcę sama wybrać z pośród wszystkich wampirów a nie tylko z zatwierdzonych przez was.
Męzczyżni zaczeli kręcić głowami ale milczeli.
-To nie możliwe.Nie możesz Pani związać się ze zbyt młodym wampirem albo z najniższej klasy społecznej.
Poczułam niepokuj.Nie będzie łatwo.
-W takim razie ile musi mieć lat?
Pytam głośno i nie spuszczam spojrzenia z jego oczu aby wiedział że jestem twarda i będę walczyć o swoje.Przygłada mi się uważnie.
-Przynajmniej tysiąć pięcet.
Kiwam głową i w duchu się uśmiecham.
-Co do klasy społecznej nikt poniżej średniej wyższej nie wchodzi w grę.
Cholera co to znaczy?Nie mam pojęcia ale kiwam głową.
-Rozumiem że to cię zadowala Pani?
Pyta a ja zanim pomyślę nad tym co robię wzruszam lekko ramionami i odpowiadam z lekkim uśmiechem.
-Narazie.
Po moich słowach dostrzegam lekki szok na kilku twarzach.Pewnie zachowałam się niewybaczalnie ale mam to w nosie ponieważ strach zniknął.Już się ich nie boję.Wstaję.
-Do widzenia.
Mówię głośno do nadal zdumionych członków Rady i odwracam się aby wyjść.Kiedy spoglądam na Liama wygląda jak posąg z marmuru.Tak samo nieruchomy i blady.Przechodząc obok rzucam cicho.
-Idziesz?
I nie patrząc czy się ruszył wychodzę z sali.