Przyrzeczona 4-7 rozdział
Rozdział 4
Noc przebiegła spokojnie.Nawet nic mi się nie śniło za co jestem wdzięczna bo trochę odpoczęłam ale jak tylko otworzyłam oczy to zdarzenia poprzedniego dnia powróciły i poczułam ich ciężar na sercu.Co teraz będzie?Wziełam szybki prysznic.Ubrałam się w dres.Związałam włosy w kucyk i zeszłam na dół.Stanęłam na środku korytarza nie wiedząc gdzie chcę pójść.Byłam taka zagubiona.Usłyszałam krzątającą się babcię w kuchni i poczułam zapach kawy.Tak potrzebuję kawy i kilku odpowiedzi.Ruszyłam w tym kierunku .Pchnęłam drzwi i weszłam do środka.
-Dzień dobry.
Przywitałam się.
-Witaj kochnie.Jak spałaś?
Zapytała z troską babcia.
-Chcesz kawy?
Podeszłam do stołu i usiadłam na krześle.
-Tak chętnie.Dziękuję.
Zebrałam się w sobie i zapytałam.
-Babciu co teraz będzie?
Odwróciła się do mnie z parującym kubkiem.
-Wszystko będzie dobrze.
Podeszła i postawiła kubek przede mną.Odsunęła krzesło i usiadła obok.Spojrzałam jej w oczy.
-Wszystkie moje marzenia i plany przepadły.Jestem zagubiona babciu.
Opuściłam wzrok na kubek aby niedostrzegła moich łez.Czułam w środku ból.Przejmujący ból.Całe moje dotychczasowe życie to była fikcja.Czułam się oszukana.
-Dlaczego mi wcześniej nic nie powiedziałaś.Pozwoliłaś abym uwierzyła że mogę nolmalnie żyć.
Nadal nie mogłam na nią spojrzeć .Bałam się co może wyczytać z mojej twarzy.
-Miałam małą nadzieję że nastąpi to o wiele póżniej.Chciałam abyś pożyła jako człowiek.Łyknęła trochę szczęścia i normalności.Przepraszam.Może to był błąd.
W jej głosie dało się usłyszeć troskę.Zebrałam się w sobie i spojrzałam na nią.W oczach miała łzy.Było mi jej żal.Zastanawiałam się jak ja bym postąpiła na jej miejscu.Doszłam do wniosku że tak samo.
-Babciu to nie był błąd.Dałaś mi dwadzieścia cztery lata spokoju i normalności.Dziękuję.Przecież to nie twoja wina kim jesteśmy.Nikt nie ma na to wpływu.No może poza Bogiem.
Uśmiechnęłam się do niej aby ją pocieszyś.Jej twarz rozpogodziła się.
-Dziękuję temu Bogu że mam tak mądrą wnuczkę.
Złapała mnie za dłoń i lekko uścisnęła.Muszę się więcej dowiedzieć.
-Babciu mówiłaś że jesteśmy magicznymi istotami ale ja nic takiego nie czuję no może poza rozmową w myślach z Ianem.
Babcia zaintrygowana moimi słowami przyjrzała mi się ciekawiej.
-I co o tym myślisz kochanie?Jak się z tym czułaś?
-Na początu pomyślałam że to początki choroby umysłowej ale Ian przekonał mnie że to prawda.Przerażająca prawda bo cokolwiek pomyślę on to usłyszy.
Babcia roześmiała się głośno.
-A to drań.Prosiłam go aby tago nie robił.Nieposłuchał ale widzę że dobrze się stało.Nie przejmuj się nauczę cię jak ukrywać myśli.
Była wyrażnie rozbawiona a ja zawstydzona.Nagle mnie olśniło.
-Ty wiesz kim on jest.
Przytaknęła głową nadal się uśmiechając.
-I nie boisz się go?
Tym razem pokręciła głową.
-Wbrew temu co myślisz to nie są potwory.Dla nich chonor jest najważniejszy.Ważniejszy niż życie.Poza tym żyją tysiące lat i są bardziej cywilizowni niż niektórzy ludzie chociaż nie będę ukrywać że ich prawo jest bardzo surowe.
Patrzyłam na nią próbując zrozumieć sens jej słów.
-Ok a co z tymi mocami które podobno mam?
Babcia natychmiast spoważniała.
-Dzisiaj o północy kiedy skończysz dwadzieścia cztery lata zaklęcie blokujące twoje zdolności zniknie.
Przeraziłam się.Czułam ogarniające mnie zimno i dreszcze wzdłuż kręgosłupa.
-Babciu ale ja nie jestem gotowa.Co będzie jak nad tym nie zapanuję i zrobię komuś krzywdę?
Babcia pokręciła stanowczo głową.
-Nie bój się kochanie.To jest tak naturalne jak oddychanie.Twoje ciało instynktownie będzie wiedziało co robić.Niczym się nie przejmuj będę przy tobie.
Przełknęłam z trudnością gulę która blokowała moje gardło i lekko skinęłam głową.Ale to wcale nie zmniejszyło mojego strachu.
-Wiem że to wszystko spadło na ciebie tak nagle i jeszcze raz przepraszam cie ze to ale pochodzisz z królewskiej lini i na pewno sobie poradzisz.
Teraz to już napewno w to nie uwierzę.Czułam jak moje usta same rozchylają się ze zdziwienia.
-Czy to znaczy że jestem księżniczką?
Nadal tago nie ogarniałam.
-Tak dla ścisłości to królewną.Ale najważniejsze że przewyższasz mocą wszystkie znane mi czarowice.
Nie wiem dlaczego ale uwierzenie że pochodzę z królewskiego rodu jest trudniejsza do zaakceptowania niż cała reszta.Dlaczego?Nierozumiem sama siebie.
-Masz jeszcze jakieś pytania dziecko?
-Tak.
Poprawiłam się krześle.
-Wytłumacz mi proszę o co chodzi z tym przyżeczeniem?
Babcia napiła się herbaty ze swojego kubka.Odstawiła go i odetchnęła głeboko jakby przygotowywała się do truniej rozmowy.
-Jak już mówiłam nasz ród jest zdolny rodzić dzieci istotom nadprzyrodzonym czyli wampirom i wilkołakom.
Babcia powiedziała to bardzo poważnym tonem od którego podniosły mi się włoski na karku.
-Ale przecież wilkołakiem i wampirem można się stać przez ugruzienie czy to tylko fikcja literacka?
Babcia pokiwała głową.
-Tak to prawda ale takie istoty są pół krwi.Natomiast jeżeli kobieta z naszą krwią urodzi im dziecko to jest ono pełnej krwi.Ma wszystkie zdolności swoich rodziców i może się rozmnażać.Jeżeli człowiek stanie się wampirem lub wilkołakiem poprzez ugryzienie staje się niewolnikiem tego gatunku który go przemienił i nie ma wszystkich zdolności a wręcz mnóstwo ograniczeń.Nie może też mieć dzieci.
Zamilkła i podniosła kubek aby napić się herbaty.Patrzyłam na nią ogromnymi oczami.To jest fascynujące.Trochę przerażające ale...
-To tak jak muły.No dobrze ale czy kobiety z naszego rodu mogą wybrać z którym gatunkiem chcą się związać?
Odstawia kubek i oblizała usta aby mi odpowiedzieć.
-Jeżeli zdecydujesz się na wilkołaki to zostaje zorganizowany turniej lub zawody nie wiem jak to nazwać.Chodzi o to że zgłaszają się chetni i walczą miedzy sobą a zwyciężcza dostaje kobietę.
Zadrżałam na te słowa.Co za średnowiecze.Oczami wyobrażni zobaczylam wielką arenę wysypaną piaskiem i walczących półnagich menżczyzn.Zakrwwionych i spoconych.Nie spodobała mi się ta wizja.Głoś babci sprowadził mnie z powrotem do rzeczywistości.
-U wampirów jest to bardziej cywilizowane.Chętni zgłaszają się do Najwyższej Rady i przedstawiają swoje kandydatury.Po uzyskaniu zgody starają się o względy kobiety ale w końcowym rozrachunku to ona wybiera partnera z pośród tych zaakceptowanych przez Radę.
Skrzywiłam się troche.Teraz zobaczyłam kolejkę facetów stojących pod moimi drzwiami z numerkani w dłoni.
-To bardziej cywilizowane ale i tak staroświeckie i dziwaczne.
Babcia uśmiechnęła się i lekko zarumieniła.Może przypomniała sobie jak sama dokonywała wyboru.
-Kochanie wampiry są bardzo stare.Można zrozumieć ich podejście do pewnych spraw.
Zaitrygowało mnie to i to bardzo.
-Jak stare?Ile oni żyją?
Babcia wzruszyła ramionami.
-Tego nikt nie wie.Oni nie chwalą się swoim wiekiem.Ale znałam wampira który miał ponad tysiąc lat.
Wyrażnie posmutniała od razu wiedziałam że pomyślała o dziadku.Zrobiło mi się przykro że tyle straciła.
-Babciu skoro tyle żyją to mają zapewne wiele partnerek.
Odgoniła łzy zbierające się w jej oczach i odpowiedziała.
-No właśnie nie.Jeżeli zostaną wybrani przez kobietę i zwiążą się z nią to raz na całe swoje życie.
-Ale przecież my nie żyjemy tak długo.
-Ale możemy dzięki wampirom.Jeżeli kobieta jest w pełnym związku może żyć tak długo jak jej partner.
Niewiarygodne.Fascynujące.
-Ale jak to możliwe?Nie rozumiem.To jakaś magia?
-Jeżeli są poślubieni dzielą się krwią.Przyjmowana krew od wampira przedłuża życie.Można powiedzieć że zatrzymuje proces starzenia się.
Poczułam mdłości.Boże pić krew.Przecież to ochydne.
-No to pewnie po to aby urodzić im tuziny dzieci.
Nadal mnie mdliło na samo wspomnienie.
-Tu też się mylisz kochanie.Każda kobieta może urodzić tylko trójkę dzieci.Z czego pierwsze jest dziewczynką która przedłuży linę krwi a pozostała dwujka to wampirze lub wilcze dzieci.
Zaczynał mi się mózg przegrzewać .
-Strzasznie to wszysto pokręcone.Więc nie mogę być z nikim innym poza wilkołakami i wapirami?
Babcia znowu potaknęła głową.
-Niestety kochanie.Twoja matka złamała to prawo i surowo za to zapłaciła.
Wskazała ręką na mój kubek.
-Pij bo całkiem ci wystygnie.
Potaknęłam głową i podniosłam kubek aby wziąć łyk.Kiedy tylko przełknęłam do głowy napłynęło kolejne pytanie.
-Przed kim mam się chronić.Skoro jestem taka cenna nikt mnie nie tknie prawda.
Babcia wypiła swoją herbatę do końca i odstawiając kubek pokręciła głową.
-Przed wilkami kochanie.Często się zdarza że nie szanują wyboru kobiety lub nie chcą czekać na jej decyzję i porywają ją.Dopuki się z kimś nie zwiążesz jesteś na to narażona.
Zadrżałam w nagłym przypływie przerażenia.Porwą mnie i co?Zgwałcą?
-A wampiry?
-Wampiry cię grzecznie zapytają i poczekają cierpliwie na odpowiedz.
Roześmiałam się na jej słowa.
-Więc wszystko przemawia za tym że lepiej się związać z wampirem.
Skwitowałam nadal lekko rozbawiona.Babcia podniosła jedną brew.
-To zależy co cię bardziej pociąga.Grzeczny chłopiec przestrzegający wszystkich regół czy prawdziwy zwierzak.
Zrobiło mi się duszno a na policzki wypłynął rumieniec.
-Babciu tego bym się po tobie nie spodziewała.
Powiedziałam oburzona i nadal zawstydzona.Roześmiała się.
-To nie jest śmieszne.
Powiedziałam z naganą.Spoważniała.
-Wilki też mają swoje zalety dziecko.Żyją bez takich sztywnych zasad.Kobieta związana z wilkiem po urodzeniu mu dzieci ma prawo odejść i dalej żyć jak chce.Nawet związać się z kimś innym bez konsekwencji.
Pokiwałam głową w zrozumieniu.
-Więc wybierają wilki aby odzyskać wolność.Dlaczego moja matka tak nie zrobiła?
Babcia głośno westchnęła.
- Zaszła w ciąże z twoim ojcem.Nie mogła już się związać z kimś innym.
-Nie miała żadnego wyboru?
Babcia spochmurniała.
-Mogła usunąc ciąże i związać się z kimś z niższej rangi bo nie była już dziewicą ale ani ona ani ja byśmy tego nie zrobiły.
Aborcja.Straszne.Także bym tego nie zrobiła.Teraz zrozumiałam dlaczego uciekła.
-Ty moje dziecko jesteś bardzo cenna.Jesteś królewskiej kwi i do tego nietknięta.Twoje dzieci będą wyjątkowe ze względu na krew magów którą posiadasz.
Zaniepokoiłam się.
-Dlaczego mi to mówisz? Czuję się jak towar wystawiony na licytację.
Moje ręce zaczęły się lekko trzęść a w ustach poczułam suchość.Pierwsze oznaki paniki.
-Mówię to abyś zrozumiała ile jesteś warta.A im więcej warta jest kobieta tym więcej może postawić żądań i waruknów.
Zaskoczenie znowu uchyliło moje usta.
-Więc mogę czegoś żądać?
Babcia kiwnęła głową.
-Oczywiście.
Nagle zrozumiałam o co jej chodziło.
-Jeżeli wybiorę wampiry mogę zażądać informacji o moich rodzicach.
Powiedziałam na bezdechu niemal szeptem.Moje płuca ścisnęły się i nie mogłam wziąść głebokiego wdechu.Babcia zastukała delikatnie palcem w blat stołu.
-Skarbie ja bym tego zażądała zanim bym zdecydowała.
Uśmiech wystąpił na moję usta.Poczułam się tak jakbym poznała tajemne regóły.
-Karta przetargowa.
Wyszeptałam.Babcia pokiwała głową.
-Ale pamiętaj.Jeżeli uzyskasz infomację to będzie równoznaczne z zaakceptowaniem wampirów.Możesz też postawić inne warunki.Masz bogatą wyobrażnie napewno coś wymyślisz.
W moim sercu rozkwitła nadzieja.Może oni żyją.Tak bardzo chciała bym ich poznać.
-Mogę prosić o co chcę?
Zapytałam nieśmiało.
-Nie prosić.Żądać.Bardzo rzadko się zdarza takie połączenie krwi jak twoja.Będą o ciebie zabiegać najpotężniejsze i najwyżej urodzone wampiry.
-Muszę to wszystki przemyśleć.Zastanowić się.
Babcia wstała i zabrała nasze kubki.Podeszła do zlewu aby je umyć.
-Zjesz śniadanie kochanie?Płatki czy jajecznica?
Zapytała wycierając ręce w kuchenne ściereczkę.
-Jajecznica i kawa.
Roześmiała się a ten dzięk był lekki i radosny.Moje usta także wygięły się lekko.Głeboko odetchnęłam kiedy napięcie z moich płuc opadło.
-Widzisz dzisiaj już to wszystko nie wydaje się aż takie przerażające co?
Zapytała wyciągając jajka z lodówki.
-Tak.Może trochę.
Rozdział 5
Po zjedzonym śniadaniu wybrałam się na spacer.Potrzebowałam chwili samotności i spokoju.Poszłam w kierunku parku.Był pogodny dzień.Na niebie nie było nawet jednej chmurki.Ptaki śpiewały radosne trele.Zawiał lekki wietrzyk chłodząc moją skórę.Cieszyłam się tą radosną atmosferą.
-Dokąd idziesz?
Podskoczyłam wystraszona na dzwięk jego głosu.Odwróciłam się a on stał metr ode mnie.
-Zawsze musisz się tak zakradać.Naprawdę to nie służy mojemu sercu.
Powiedziałam ze złością na co on uśmiechnął się i uniusł brwi.
-To leży w mojej naturze.
Strasznie mnie wkurzał tym swoim opanowaniem.
-Co takiego przyprawianie ludzi o zawał serca?
Pokręcił lekko głową.
-Nie, zakradanie się.
-Nie rób tego więcej.
Wywarczałam poważnie zirytowana.Uśmiechnął się jeszcze szerzej ukazując swoje idealne zęby.
-Postaram się.To dokąd idziesz?
Zapytał niezrazony moim gniewem.Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam.
-Przed siebie.Na spacer.
Teraz usłyszałam kroki za moimi plecami.Więc potrafił normalnie chodzić.
-Mogę ci towarzyszyć?Nie powinnaś być sama.
O matko zapomniałam.Rozejrzałam się panicznie po okolicznych krzakach.Ale nikogo nie dostrzegłam.Trochę się rozlużniłam i szłam dalej.Zrównał się ze mną i bacznie mnie obserwował.Nagle przyszło mi coś do głowy i zatrzymałam się.Spojrzałam w te jego cholernie seksowne oczy.Uśmiechnął się.Szlag pewnie usłyszał moje myśli.
-Wypad z mojej głowy.
Zrobił nadąsaną minę.
-Dlaczego?Jesteś bardzo intrygująca.
Ależ on mnie wkurzał.
-Co tu robisz Liam?Przecież jest dzień.Świeci słońce.Nie powinieneś spać w trumnie.
Uśmiechnęłam się złośliwie.Na co on ryknął śmiechem.Dosłownie.Stał tam i śmiał się ze mnie.Jeszcze chwila i zrobię mu krzywdę.Opanował się trochę i spojrzał mi prosto w oczy.A ja jak małe dziecko pokazałam mu język zanim pomyślałam co robię.
-Pokazałaś mi język?
Zapytał bardzo zaskoczony.Zacisnęłam dłonie w pięści ledwie panując nad głosem aby na niego nie nakrzyczeć.
-Śmiałeś się ze mnie.Nie, poczekaj ty ryczałeś ze śmiechu.
Powiedziałam oburzona.
-Bo jesteś naprawdę zabawna.
No tego już było za wiele.Zatupałam nogami w ziemię machając zaciśniętymi pięściami.
-Szlag mnie zaraz trafi z tą pijawką.
Wykrzyczałam mu prosto w twarz.Podniósł ręce w gęście "tylko spokojne" a na twarzy miał konsternację.
-Dobrze już.Uspokuj się.Słońce nam nie szkodzi.
Patrzył tak jakbym miał przed sobą dzikie zwierzę szykujące się do ataku.
-Święcona woda?
Wywarczałam.Uśmiechnął się delikatnie uznawszy że już nie rzucę się na niego z pięściami.Opuścił lekko ramiona i pokręcił głową.
-Też nie.Uprzedzam następne pytanie.Kołek ani krzyż też nie robią na mnie wrażenia.Aha czosnek to też bzdura.
Rozlużniłam się trochę i opanowałam gniew.Odpłynął delikatną falą a we mnie pozostało poczycie winy za tak dziecinne zachowanie.Ale nie zamierzała go przepraszać.
-Ale krew pijecie?
Skrzywił sie lekko.
-Tak, bez tego nie przeżyjemy.Ale nie pijemy ludzkiej krwi.
Ruszyłam znowu przed siebie a on podążał obok.
-To w taki razie czyją krew pijecie?
Zerknął na mnie.
-Swoich partnerek lub wampirów półkrwi.
Rozejrzałam się po otaczających mnie drzewach.Ich liście lekko szeleściły na wietrze.Spojrzałam na niego.Był piękny.Męski.Apetyczny.Zauważyłam w jego oczach znowu ten błysk czerwieni.Ok.Wystarczy.Odwróciłam wzrok i zapatrzyłam się w drogę.
-Więc nie krzywdzicie ludzi?
-Nie bezpośrednio.
Zatrzymałam się i zwróciłam w jego stronę.Zmrużyłam lekko oczy przyglądając się mu.
-Wampiry pół krwi które tworzymy piją ludzką krew.
Spojrzałam w dół aby oderwać się od jego przeszywającego spojrzenia.
-A więc wykorzystujecie ludzi.
Usłyszałam że się poruszył.Uniosłam głowę.Stał przede mna i załapał mnie za dłoń.Znowu poczułam przepływającą od niego energię.Podniusł moją dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek wpatrując się cały czas w moje oczy.Kiedy poczyłam jego miękkie i gorące usta na mojej skórze całe moje ciało zatrzęsło się od jego dotyku.Poczułam gorące pulsowanie miedzy nogami a moje piersi stały się ciężkie i wrażliwe.Kiedy oderwał swoje usta od mojej dłoni wziął głęboki wdech i jeknął cichutko przymykając na chwilę oczy.Rany czy wszyskie wampiry są takie pociągające.Puścił moją dłoń ale nie odsunął się.
-Nie wiem czy są pociągające.Sama będziesz musiała sprawdzić.
Te słowa wyrwały mnie z odrętwienia w jakim się znalazłam.
-Przestań włazić mi do głowy.
Znowu ogarnął mnie gniew i bezsilność.
-Loren ja nie mogę tego zablokować.Po prostu cię słyszę.
Byłam blisko rozpłakania się od targającej mną złości.
-Ale to nie wporządku.Moje myśli to prywtna sprawa.
Wzruszył ramionami.Ujął mnie za brodę i podniusł do góry abym mu spojrzała w oczy.
-Wybacz ale nic na to nie poradzę ale miło że uważasz mnie za pociągającego.
-Jesteś wstrętny.
Odwróciłam się i odeszłam.Nie wytrzymam z tym facetem.Oczywiście ruszył za mną.
-Loren przepraszam nie chciałem cię zdenerwować.Nic na to nie poradzę .To jak oddychanie nie mogę przestać.Ale obiecuję ze będę dyskretny i nie będę tego wykorzystywał.
Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę.Nadal byłam na niego wściekła ale usłyszałam skruchę w jego głosie.
-Dlaczego ja ciebie nie słyszę?
Moje pytanie kompletnie go zaskoczyło bo było spontaniczne.Nie pomyślałam o nim zanim je zadałam.
-Słyszę tylko jak do mnie mówisz to znaczy myślisz.
Machnęłam ręką w zniecierpliwieniu.
-Wiesz o co mi chodzi?
Kiwnął głową.
-Ale nie słyszę twoich myśli.
-Bo potrafię je blokować.Ty też się tego nauczysz.
Odpowiedział spokojnie.
-Dobra.Jakie jeszcze masz zdolności?
Pokręcił lekko głową.
-Nie mogę ci powiedzieć.
Poczułam konsternację.
-Dlaczego?
-Nie jesteś moją partnerką więc nie mogę zdradzać takich informacji.
Poczułam się bezsilna.
-To ile masz lat?
Nachmurzył się wyrażnie zirytowny moim pytaniem.
-Po co chcesz to wiedzieć?
Zapytał chłodno.
-Bo chcę cię lepiej poznać.Czy to takie dziwne?Ty nie musisz pytać bo czytasz mi w myślach.
-Nie lubimy mówić o swoim wieku.
Naprawdę mnie wkurzał.Co za uparty wampir.
-Dlaczego?
-Bo wiek świadczy o umiejętnościach, zdolnościach i sile.A takie informacje lepiej zachować dla siebie.
W końcu jakaś odpowiedż.Sapnęłam lekko.
-Przecież nikomu nie powiem.
Pokręcił głową.
-Nie musisz wystarczy że pomyślisz.
Spuściłam zrezygnowana głowę i opuściłam ramiona.Jestem jak otwarta książka.Rozumiem czemu nic nie chce mi powiedzieć.Muszę usiąść.Skierowałam się do najbliższej ławki i usiadłam wygodnie.Spojrzałam na niego.Stał tam gdzie go zostawiłam ale na jego twarzy widniał smutek.Patrzył na własne dłonie.Po chwili podniósł wzrok spoglądając na mnie i ruszył w moim kierunku.Kiedy dotarł usiadł obok i zapatrzył się przed siebie.
-Kiedy nauczysz się blokować swój umysł obiecuję że odpowiem na wszystkie twoje pytania.
Powiedział cicho.Spojrzałam na niego.
-Wiesz że ci o tym przypomnę i nie odpuszczę?
Pokiwał głową.
-Dobra wracam do domu.Dosyć mam tego spaceru.
Wstałam i ruszyłam szybkim krokiem w kierunku z krórego przyszłam.Szedł obok bez słowa.Kiedy dotarliśmy na miejsce weszłam po stopniach na werandę zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę.Miał zamyśloną i smutną twarz.Nie patrzył na mnie.O czym myślał?Zapragnęłam rozweselić tego faceta.
-Czy wampiry lubią kawę?
Zapytałam z uśmiechem.Uniósł głowę i spojrzał na mnie pytająco a po sekundzie na jego twarzy pojawił się taki uśmiech aż pokazały się jego dołeczki w policzkach.
-Wampiry uwielbiają kawę.
Odpowiedział z ożywieniem.
-To zapraszam.
Powiedziałam i weszłam do domu.Skierowaliśmy się do kuchni.Oczywiście babcia była na posterunku.Kiedy weszliśmy odróciła się w naszą stronę.
-Miło cię widzieć Liam.Może się czegoś napijesz?
Przywitała się z uśmiechem.Pomyślałam że nie rozważnie jest proponować wampirowi coś do picia bo nie wiadomo jak to zinterpretuje.Liam spojrzał na mnie i delikatnie pokręcił głową.Aha no tak zapomniałam że mnie słyszy.
-Chętnie.Loren zaprosiła mnie na kawę jeżeli to nie problem.
Odpowiedział grzecznie.Jaki on dobrze wychowany i poukładany.Masakra.Spojrzał na mnie mrużąc oczy.Cholera to też usłyszał.
-Ależ to żaden problem.Usiądż proszę zaraz zrobię.
Kiwnął głową.Podszedł i usiadł przy stole.Babcia podeszła do kuchenki wstawić wodę w czajniku.Podeszłam do stołu i usiadłam obok.
-Ciesze się że tu jesteś Liam i chronisz moją wnuczkę.
Powiedziała wyciągając kubki z szafki.
-To zaszczyt i mój obowiązek.
Powiedział z dumą.
-No tak o wszystkim dowiaduje się ostatnia.
Powiedziałam i spojrzałam na babcię.Odwróciła się.Spojrzała na mnie.
-To ja zawiadomiłam Radę ze kręcą się wokół ciebie wilki.Przysłali Liama aby cię pilnował.To nic złego chyba że chcesz zostać porwana.
Babcia była zła.Pokręciłam głową ale nic nie powiedziałam bo niby co miałam powiedzieć.
-To przez jej moc.Coraz wyrażniej ją wyczuwam.
Powiedział Liam patrząc na mnie jak na okaz w zoo.Babcia przyniosła kubki z kawą i usiadła.Napiła się cały czas mnie obserwując.
-Co dokładnie wyczuwasz Liam?
Zapytała odstawiając kubek.Sięgnęłam po swoją kawę.Wampir zmarszczył brwi.
-To zaskakujące i bardzo rzadkie ale wyczuwam wszystkie żywioły oraz niezidentyfikowaną moc.Bardzo potężną.Nie potrafę określić co to jest.
Oboje spojrzeli na mnie a potem na siebie.
-Liamie trzeba powiadomić o tym Radę i wzmocnić ochronę.Niespodziewałam się aż tak wielkiej mocy i magii.
-Już to zrobiłem.W okolicy jest około tuzina wojowników.Ale jeżeli sytuacja się pogorszy trzeba będzie ją stąd zabrać.
Czy ja do cholery nie mam nic do powiedzienia.Wszyscy teraz będą mi mówić co mam robić.Znomu byłam wściekła.
-Mogli byście nie rozmawiać jakby mnie tu nie było.
Babcia spojrzała na mnie z dezaprobatą w oczach.
-Wybacz kochanie ale staramy się zapewnić ci bezpieczeństwo.
-Dobrze rozumiem i dziękuję ale czy to oznacza że nie mam prawa nic powiedzieć w tej kwestii.
Babcia sapnęła ze zniecierpliwienia jakby tłumaczyła małemu dziecku jakomś prostą rzecz której nie mogło pojąć.
-Kochanie niestety ale nie masz pojęcia jakie niebezpieczeństwo ci grozi.Liam ma doświadczenie w tej dziedzinie.
Poczułam się ubezwasnowolniona.Muszę pobyć sama.Mam już tego wszystkiego powyżej dziurek od nosa.Wstałam i bez słowa wyszłam zabierając ze sobą kubek z kawą.
Rozdział 6
Kiedy znalazłam się w swoim pokoju.Zatrzasnęłam drzwi i odstawiłam kubek na szafkę.Zatrzymałam się na środku pokoju.Boże czemu musiało mnie to spotkać.Do nie dawna miałam spokojne i poukładane życie.Miałam przed sobą przyszłość o której sama decydowałam.A teraz?Muszę wybrać jakiegoś obcego faceta i urodzić mu dzieci.A gdzie w tym wszystkim jest miejsce na miłość?Czułam się jak klacz rozpłodowa.Oni chcą tylko mojego ciała.Zostałam sprowadzona do roli inkubatora.To straszne.A jak nikogo nie wybiorę to co skarzą mnie na śmierć jak moją matkę.Ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam szlochać.Czułam jak po moich policzkach płyną łzy ale nie potrafiłam przestać.Płakałam jak nigdy dotąd.Całym moim ciałem szarpały spazmy.Nagle poczułam że ktoś obejmuje mnie od tyłu.Przytula.Ten zapach, to ciepło.Wiedziałam że to Liam.Niechciałam aby widział mnie w takim stanie.Słabą.Ale nie potrafiłam się wyrwać z jego ramion.Potrzebowałam jego siły.Odczytując moje potrzeby przytulił mnie jeszcze mocniej.Czułam jego twardą klate na swoich plecach.Jego ciepły oddech łaskotał mnie delikatnie w kark.Po chwili jego usta znalazły się na swojej szyji.Całował mnie delikatnie.Moje ciało przeszył dreszcz rozkoszy rozpalając ponownie gorące pulsowanie miedzy nogami.Jego wargi były delikatne a pocałunki nieśpieszne.To było takie przyjemne i odprężające.Nie wiem kiedy przestałam płakać.Wtulałam się w niego i chłonęłam ciepło ciała.Oprócz ust Liama poczuła ciepły i wilgotny język.Lizał mnie delikatnie po szyji w przerwie miedzy pocałunkami.Zaczęłam drżeć.Oderwał swoje wargi i wyszeptał do mojego ucha.
-Loren nie pozwolę cie skrzywdzić.
Odwróciłam się ale pozostałam w jego ramionach.Było mi w nich tak dobrze.Nie byłam jeszcze gotowa z nich zrezygnować.Podniosłam głowę i spojrzałam w te zniewalające oczy.
-Miałam normalne życie o którym sama decydowałam a teraz mam stać się marionetką w cudzych rękach.Odebrano mi wolność i nie mam możliwości ją odzyskać?
Objął mnie mocniej a ja przycisnęłam policzek do jego piersi.
-Loren nie możesz żyć jak zwykły człowiek.Zawsze byś była narażona na atak.Przepraszam że to powiem ale twoja krew jest bardzo cenna.
Zamknęłam oczy rozkoszując się jego zapachem.
-Teraz czuje się jak worek na krew.
Poczułam jak jago klatka się unosi.Westchnął i wtulił twarz w moje włosy.
-Nie o to mi chodziło.Jesteś ważna bo możesz urodzić nam dzieci.
Boże jak on cudnie pachniał.
-No tak pragniecie tylko mojego ciała do prokreacji.
Czułam ja wciąga mój zapach i mruczy cichutko.
-Loren jesteś piękną kobietą.Każdy facet którego wybierzesz będzie cię czcił jak boginie.
Poczułam jego dłoń na swojej głowie.Głaskał mnie delikatnie.
-Nie wygrasz z przeznaczeniem.
Odepchnęłam go gwałtownie.Wypuścił mnie z ramion i cofnął się.
-Mam się poddać.Podporządkować.A gdzie w tym wszyskiem jest miejsce na miłość?
Przeczesał z flustracją swoje długie włosy.
-Uważasz że takich jak my nie można pokochać.Że na nią niezasługujemy?
Zapytał.
-Miłości nie można narzucać.Kazać komuś kochać.Tak się nie da.Mam wybrać faceta z listy i co?Skąd mam wiedzieć czy coś do niego poczuję?
-Boże Loren.Zanim dokonasz wyboru poznasz wszystkich kandydatów.Zajmie to jakiś czas ale nikt cię nie zmusi do podjęcia decyzji w ciemno.A ze względu na twoje pochodzenie będziesz miała bardzo duży wybór.Uwież mi.
Podeszłam do łóżka i usiadłam nie patrząc na niego.
-Więc mogę tak wybierać w nieskończoność.
Powiedziałam z nadzieją.
-Nie.Tylko do skończenia trzydziestu lat.
Spojrzałam na niego bykiem.
-A potem co?
-Rada sama wybierze ci partnera.
Boże naprawdę nie ma wyścia z tej sytuacji.Ukryłam twarz w dłoniach bo ponownie poczułam łzy w oczach.
-To jakiś koszmar.
Zaczęłam ponownie chlipać.Nic nie powiedział ale poczułam jak siada obok mnie.Objął mnie delikatnie ramieniem a ja wtuliłam głowę w jego pierś.
-Loren dzisiaj wieczorem przybędą do ciebie wysłannicy obu ras aby porozmawiać i przedstawić ci swoje propozycje.
Oderwałam głowę od jego ciała.
-Liam zostaw mnie samą.Wyjdz proszę.
Nic nie powiedział.Wstał z łóżka i poszedł pod drzwi.Złapał za klamkę ale zatrzymał się i odwrócił w moją stronę.
-Jeżeli będziesz mnie potrzebować wystarcz że wypowiesz lub pomyślisz moje imię.
Po czym wyszedł i zamknął drzwi.Wstałam i pognałam do łazienki.Kąpiel dobrze mi zrobi.Nalałam pełną wanne wody i dolałam moje ulubione olejki zapachowe.Kiedy zanurzyłam się w gorącej wodzie poczułam odprężenie którego tak potrzebowałam.Skoro nie ma innego wyjścia muszę być twarda.Zobaczymy co mi zaproponują.Napewno tanio skóry nie sprzedam.Skoro mnie chcą to będą musieli się postarać.Lekko nie będzie.Z tym postanowieniem wyszłam z wanny i owinęłam się w miękki ręcznik.Odetkałam wannę i poszłam położyć się na chwilę.Ale ledwo przyłożyłam głowę do poduszki odpłynęłam.
Obudziło mnie pukanie do drzwi.Na pół przytomna zapytałam.
-Tak?
-Loren masz gości zejdz na dół.
-Zaraz zejdę babciu.
Krzyknęłam do zamkniętych drzwi i wyskoczylam z łóżka.Zasnęłam.Znowu.Co się ze mną dzieje wiecznie jestem zmęczona.Wciągnęłam swój szary dres.Jeszcze buty.Dobra już chciałam wychodzić ale zauważyłam swoje odbicie w lustrze.Rany ale mam szopę na głowie.Szybko przeczesałam je szczotką i związałam w koński ogon.Wyszłam z pokoju i już byłam na schodach kiedy dostrzegłam Liama w korytarzu.Podniusł głowę i spojrzał na mnie.Wskazał ręką na swoją głowę a póżniej na mnie.Zrozumiałam natychmiast i kiwnęłam głową.
-"Przybyli wysłannicy i czekają na ciebie"
Rozmowa w myślach ma swoje plusy.Nikt inny tego nie słyszy.
-"Bądz ostrożna i nie pokazuj strachu"
Ponownie usłyszałam jego głos.Potaknęłam głową.
-"Przecież możesz mi odpowiedzieć"
Zeszłam na dół i zatrzymałam się przed nim.
-"No tak.Dlaczego tu jesteś Liam?"
Przeszył mnie swoim niebieskim spojrzeniem.
-"Zostałem wysłany przez Radę."
Czyli to jego obowiązek a skoro tak to dlaczego mnie przytulał.Nie miałam teraz czasu na roztrzyganie tej kwestii.Póżniej się tym zajmę.
-"Jestem gotowa"
Odpowiedziałam w myślach.Liam otworzył drzwi do salonu i gestem zaprosił mnie do środka.W pokoju na sofie siedziało dwuch menzczyzn a na przeciwko nich w fotelu babcia.Po jej twarzy było widać że jest spięta.Kiedy mnie zauważyli natychmiast wstali.Obydwaj byli wysocy i dobrze zbudowani.Brunet ubrany w drogi ,ciemny garnitur i eleganckie buty trzymał w ręku skórzaną ,czarną teczkę.Był bardzo przystojny.Orli nos,wąskie bardzo męskie usta.Ciemne,przepastne oczy.Włosy modnie przystrzyżone.Wyglądał na jakieś trzydzieści lat.Drugi ciemny blondyn z włosami spiętymi w kitkę na karku.Na oko jakieś dwadzieścia pięć lat.Ubrany w jasnopopielaty garnitur.Skórzane eleganckie buty.Jego teczka z jasno brązowej skóry leżała obok na sofie.Nie był tak przystojny jak brunet ale bardzo męski.Prosty nos,usta krztałtne.Na policzkach cień zarostu ale najbardziej niezwykłe były jego oczy.Jasno brązowe kolorem przypominały ciekły miód.Stałam tak niewiedząc co powiedzieć.Brunet odezwał się pierwszy.
-Witaj Lady Loren.Nazywam się Medard.Przybywam aby przedstawić ci Pani propozycję rodu wampirów.
Po tym staroświeckim przemówieniu ukłonił się.Odkrząknęłam.
-Witam Pana.
Teraz blondyn zrobił krok w moją stronę i w tej samej chwili u mojego boku pojawił się Liam.Blondyn zatrzymał się mierząc wampira nienawistnym spojrzeniem.
-Witaj Pani.Ja jestem Tahir i przybywam jako wysłannik likantropów.
Mówiąc to obserwował mnie a jego oczy żażyły się dziwnym blaskiem.
-Witam.
Tylko tyle zdołałam przecisnąć przez swoje gardło.Tahir uśmiechnął się z wyrażną złośliwością jakby wyczuwając moje zakłopotanie.Znów zmierzył Liama.
-Widze że masz swojego prywatnego wampirzego ochroniarza.Ale bez obawy z mojej strony nic ci nie grozi Pani.
Widząc grożbę w oczach wilkołaka skierowaną do Liama wezbrał we mnie gniew który dodał mi odwagi.
-Bardzo mnie to cieszy więc może przejdziemy do sedna sprawy.
Powiedziałam bardzo spokojnie nie okazując strachu.Byłam z siebie dumna.Uniosłam lekko głowę do góry aby sprawić wrażenie pewnej siebie.
-Oczywiście Lady Loren.
Odezwał się Medard.
-Propozycję mam w teczce i zostawię ją abyś mogła się z nią na spokojnie zapoznać Pani.Pragnę zaznaczyć iż wszystko co jest w niej zawarte możemy jeszcze negocjować bo nic nie jest ostateczne.Jesteśmy przychylni do każdej twej sugesti i prośby Pani.
Wyciągnął plik kartek w przezroczystej plastikowej teczce.Podszedł do mnie ostrożnie i wręczył mi dokumenty.
-Dziękuję.
Wypowiedziałam z wyrażnym trudem.Kiwnął głową i wrócił na swoje poprzednie miejsce.Tahir otworzył swoją teczkę i także wyciągnął dokumenty w czarnej tekturowej teczce.
-To jest nasza propozycja.Zaznaczę tylko że dla ciebie Pani wilki porzuciły swoją tradycję i decyzja o potencjalnym partnerze będzie należeć do ciebie.Zrobimy wszystko czego sobie zażyczysz.
Zamilkł i ruszył do mnie nie odrywając ode mnie wzroku.Jego ruchy były bardzo płynne i drapieżne zarazem.Miałam wrażenie że szykował się do ataku.Dreszcz paniki przebiegł mi po plecach.Im był bliżej tym większe przerażenie mnie ogarniało.Kiedy zatrzymał się przede mną w jego oczach dostrzegłam głód.Oblizał wargi.
-Proszę Pani oto nasza propozycja.
Mówiąc to podał mi teczkę.Wyciągnęłam rękę i złapałam dokumenty.Przez chwilę trzymał je nie pozwalając mi ich zabrać ale w końcu puścił i uśmiechnął się.Nie był to miły uśmiech.Cofnął się kilka kroków nie spuszczając ze mnie oczu.
-Dziękuję.Ile mam czasu na podjęcie decyzji?
Wydusiłam z siebie z niemałym wysiłkiem.
-Będziemy cierpliwie czekać aż nas zaprosisz na negocjacji.
Odparł Medard.
-Tak czekamy.
Odezwał się Tahir.Jeszcze chwila i stracę przytomość.Całe ciało bolało mnie od napięcia.Każdy mięsień krzyczał z bólu.Natychmiast muszę stąd wyjść.
-W takim razie wybaczcie panowie ale was opuszczę.
Dziękowałam Bogu że udało mi się sklecić logiczne zdanie.Ukłonili się obydwaj niemal w tej samej chwili.Odrwóciłam się i na sztywnych nogach jak robot opuściłam salon.Czułam że Liam idzie za mną.W połowie korytarza nogi się pode mną ugieły.Już się przygotowałam na spotkanie z twardą podłogą ale znalazłam się ramionach wampira.
-Mam cię zanieść do pokoju.
Nie mogąc nic powiedzieć kiwnęłam tylko głową.Ruszył w górę po schodach bez żadnego wysiłku.Po kilku sekundach byliśmy w moim pokoju.Usłyszałam zatrzaskujące się drzwi a po chwili poczułam pod sobą miękkość pościeli.Kiedy próbował się wyprostować moje ramiona nie chciały go wypuścić więc opadł obok mnie na łózko przyciągając do siebie.Odwróciłam się na bok i położyłam głowę na jego piersi.Szłyszałam miarowe bicie serca.Odgłos powolnych uderzeń uspokajał mnie.Przymknęłam powieki i odetchnęłam głośno.Czułam jego gorącą dłoń na swoich plecach.Objęłam go swoją ręką i wtuliłam się z całej siły.Jego oddech zatrzymał się na kilka sekund aż nie rozlużniłam uścisku.
-Przepraszam.
Wyszeptałam w jego koszulę.Mruknął cicho.
-Nie masz mnie za co przepraszać.
Powiedział cicho i poczułam jak składa pocałunek na mojej głowie.
-Liam czy jesteś tu tylko z obowiązku?
Poczułam jak sztywnieje jego ciało.Milczał przez dłuższą chwilę a kiedy już myślałam że nie otrzymam odpowiedzi.
-Nie.
Wyszeptał w moje włosy.
-Powinienem już iść.
Powiedział chłodno i zaczął wyplątywać się z mojego uścisku.Moje ręce rozlużniły się.Wstał wyrażnie zakłopotany zaistniałą sytuacją.Nie patrzył mi w oczy.Schylił się i podniusł teczki.Musiałam je upuścić jak mnie niusł.Położył je na szafce i skierował się do drzwi.Podniosłam się na łokciu.
-Tak po prostu zamierzasz wyjść?
Zapytałam rozczarowana jego zachowaniem.Zatrzymał się i w końcu spojrzał na mnie.
-Najlepiej będzie jak zniknę z twojego życia.
Poczułam przejmujący strach że nigdy już go nie zobaczę.
-Co?
Zapytałam oburzona.
-Najlepiej dla kogo?
Stał tak z konsternacją na twarzy.Przyglądał mi się z prawdziwym bólem w tych pięknych oczach.
-Dla nas obojga.
Wychrypiał łamiącym się głosem.Podniosłam się z łóżka i podeszłam do niego.Położyłam dłoń na jego piersi a on ja przykrył swoją.
-Więc zamierzasz uciec bo być może zaczęło ci na mnie zależeć.Niewiedziałam że wampiry to takie tchórze.
Wpatrywał się w moje oczy a ja poczułam jak w nich tonę.Jego wzrok zsunął się na moje usta.Uśmiechnął się lekko.
-Rzucasz mi wyzwanie?Wiesz że honor jest dla nas bardzo waży.Będę musiał protraktować to bardzo poważnie.
Zrozumiałam że dzięki temu mogę go zatrzymać przy sobie.Może i było to egoistyczne z mojej strony ale nie mogłam go stracić.
-Chcę tylko żebyś mnie nieopuszczał.Proszę.Jesteś mi potrzebny.
Pokiwał głową.
-Loren ja słyszę twoje myśli i to nie jest dobry pomysł.Nie jestem dla ciebie odpowiedni.Ty jesteś królewskiej krwi a ja tylko synem zdrajcy.Przyjąłem to zadanie aby zrechabilitować się w oczach Rady za czyny mego ojca.
Zrobiło mi się bardzo przykro i poczułam się odtrącona.On mnie nie chce.Poprostu wykonuje swoje zadanie.Dobrze skoro tak.Cofnęłam się krok do tyłu ale nie patrzyłam na niego.Nie mogłam.
-W takim razie zrób jak uważasz.Możesz odejść jeżeli taka jest twoja wola nie będę cię więcej zatrzymywać.Zrozumiałam gdzie jest moje miejsce i nie będę ci się już więcej narzucać.
Zrobił krok w moją strone i wyciągnął reke.A ja kolejny krok w tył i pokręciłam głową.
-Proszę abyś natychmiast wyszedł.
Wpatrywałam się w podłogę kiedy usłyszał dżwięk zamykanych drzwi.Odwóciłam się i rzuciłam na łóżko ukrywająć twarz w poduszce.Boże ale ze mnie kretynka.Jak mogłam pomyśleć że mu na mnie zależy.Że coś do mnie czuje.Ale te pocałunki w szyje.A może chciał moje krwi a ja to opacznie zrozumiałam.Ależ ze mnie idiotka.Bolało mnie serce bo polubiłam tego wampira.Bardzo polubiłam.Cóż muszę się nauczyć nie rzucać w objęcia pierwszego lepszego faceta.
Rozdział 7
Liam zatrzymał się w połowie schodów.Nadal słyszał myśli Loren i musiał to natychmiast urawć.Nie mogła się w nim zakochać.Nie jest wart takiej kobiety jak ona.Ale nie powiedział jaj całej prawdy.Na początku zależało mu tylko na wykonaniu zadania które powierzyła mu Rada ale kiedy ją zobaczył zakochał się jak idiota od pierwszego wejrzenia.Nigdy nie wierzył w miłość.A teraz czuł się tak jakby jego serce pękło na pół.Powinien odejść ale nie mógł się na to zdobyć.Pragnął ja widywać.Była mu niezbędna jak krew.Ale patrzeć jak związuje się z innym menzczyzną.Rozsądnie było by zrezygnować i spróbować zapomnieć.Ale zostawić ją?Nie,nie mogę.Niepotrafę.Nie mogę myśleć tylko o sobie.Ona jest najważniejsza.Będę przy niej trwał i starał się aby odnalazła szczęście z innym menzczyzną.Może w tedy będzie mi łatwiej odejść.Nie.Wcale nie będzie łatwiej.Nigdy wiecej nie spojrzeć w te piękne oczy.Albo patrzeć na nią w objęciach innego menzczyzny.Boże nie mogę bez niej żyć i z nią też nie.Usiadł na stopniu.Zwiesił głowę i podparł rękami.
Loren próbowała czytać ale literki zlewały jej się w jedną czarną plamę.Spojrzała na zegarek dziesiąta dwadzieścia.Niedługo wybije północ i zaklęcie wygaśnie.Co się w tedy stanie.Czuła lekki strach ale jednocześnie podniecenie.Położyła się na łóżku i patrzyła w sufit.W pewnym momencie usłyszała skrobanie w szybę okna.Wstała i zobaczyła za nią twarz Toda.Uśmiechał się do mniej.Jak on tu wlazł?Podeszła i otworzyła okno ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć Tod wskoczył do pokoju przez otwarte okno porwał ją w ramiona i pocałował.Czuła jak jego wargi rozgniatają jej usta a jego język próbuje wśliznąć się do środka.Jego raniona ściskały ją tak bardzo że nie mogła zaczerpnąć tchu.Zaczęła się szarpać i okładać go pięściami gdzie popadnie a w głowie panicznie wołała na pomoc Liama.Błagam Boże niech mnie usłyszy.Nagle usłyszała huk otwieranych drzwi a po sekundzie Tod leciał w kierunku ściany.Rozejrzała się i zobarzyła Liama.Był nieżle wkurzony.Jego oczy ciskały gromy.
-Jak śmiesz zapchlony kundlu napastować Loren.
Ryknął.Zatkało mnie.Kundlu.Tod jest wilkołakiem?Spojrzałam na mojego byłego chłopaka.Był nie złym ciachem.Kasztanowe włosy,orzechowe oczy.Olśniewający uśmiech.Ogromne,szerokie barki.Dla nie których dziewczyn był ideałem faceta ale mnie przerażała jego dzikość.Teraz zrozumiałam jego zachowanie i obsesję na moim punkcie.Podniósł się zwinnie z podłogi i uśmiechnął do mnie.Potem zmierzył Liama nienawistnym spojrzeniem.
-Jestem jej chłopakiem pijawko więc mam prawo.A poza tym już ją całowałem i była z tego zadowolona.
Liam zastygł w bezruchu i spojrzał na mnie szukając potwierdzenia jego słów.
-Tod o ile dobrze pamiętam zerwaliśmy ze sobą jakieś dwa miesiące temu i to po tym jak w brew mojej woli mnie pocałowałeś.
Tod lekceważąco machnął ręką.
-To było małe nieporozumienie.Nie zrywa się z takim facetem jak ja dlatego że cię pocałowałem.
Poczułam irytację.
-Tod nie chodzi o sam pocałunek ale o to jak to zrobiłeś.A poza tym miałeś ukryty motyw i tego się nie wyprzesz.Wiedziałeś kim jestem.
Patrzyłam uparcie na Toda.Obserwowałam każdy najmniejszy ruch jego ciała w obawie że ponownie się na mnie rzuci.Na jego twarzy wykwitł kpiący uśmiech.
-Tak wiedziałem.Inaczej bym się o ciebie nie starał.Nie interesują mnie zwykłe kobiety.Już mogłaś być moja.Wystarczyło porwać cię i ukryć.Ale nakazano mi umizgiwać się do ciebie bo masz oddać mi się z własnej woli.To jakaś bzdura.
Ledwo panowałam nad gniewm.
-Tod wynoś się stąd natychmiast.
Wrzasnęłam.Wilkołak roześmiał się i zrobił krok w moją stonę.Liam do tej pory cichy i nieruchomy stanął miedzy mną a Todem.
-Jeżeli nie wyjdziesz stąd sam kundlu to cię wyniosę i bardzo prawdopodobne że w kawałkach.
Tod przestał się uśmiechać.Skrzywił twarz i warknął na Liama a jego orzechowe oczy zalśniły złotem.Podszedł do okna.
-Będziesz moja.
Wywarczał i wyskoczył na zewnątrz.Liam natychmiast podbiegł i zamknął okno.
-Loren dlaczego go wpuściłaś?Mógł cię skrzywdzić.
Jego oczy nadal ciskały gromy.Był wściekły ale też przestraszony.
-Bo nie wiedziałam że to wilkołak.A potem wołałam cie telepatycznie.
Podeszłam i usiadłam na łóżku czując że miękną mi kolana.Potarłam oczy.
-To się zdarzyło tak szybko.Nie zdążyłam zareagować.
Liam podszedł do mnie złapał za ramiona i podniósł do góry.Spojrzał na moją twarz po czym mocno mnie przytulił.
-Gdyby coś ci się stało.
Jego głos drżał tak jak on na całym ciele.Bał się o mnie.Może jednak coś do mnie czuje.Gdyby chodziło mu tylko o moje bezpieczeństwo nie przytulał by mnie w ten sposób.Zesztywniał lekko zapewne słysząc moje myśli.
-Ale nic mi się nie stało.Dzięki tobie.
I nie zastanawiając się nad impulsem pocałowałam go w policzek.Poczułam jak wstrząsa nim dreszcz.
-Loren nie rób tego.
Powiedział ochrypłym głosem.Poczułam jak ogień rozpala się w moim wnętrzu.Piersi robią się twarde i wrażliwe a sutki drażni materiał stanika.Jego zapach stał się intensywniejszy.Uśmiech wykrzywił moje wargi bo zrozumiałam że mu się to podoba.
-Czego mam nie robić?Tego.
Znowu go pocałowałam ale tym razem w koncik jego ust.Usłyszałam i poczułam jak gwałtownie nabiera powierza.Przytulił mnie mocniej do swojego ciała.Jego dłonie wręcz parzyły moje plecy.Piersi przyciśniete mocno do jego twardej i szerokiej klatki pulsowały boleśnie.A na brzuchu poczułam ogromną i twardą niczym skała erekcję.Mój oddech przyśpieszył momentalnie i brakowało mi powietrza.Jego oczy wpatrywały się w moje z błyskiem czerwieni w ogromnych żrenicach.Nic nie pozostało z ich błekitu.Były czarne i przepastne.Moje serce dudniło w piersi i czułam gorąc i wilgoć między udami.
-Loren proszę przestań bo stracę panowanie nad sobą.
Wyszeptał patrząc na moje usta.Słowa mówiły jedno ale jego ciało coś wręcz przeciwnego.
-Ugryziesz mnie?Pragniesz mojej krwi?
Zapytałam .Jego ręce po woli wędrowały po moich plecach wysyłając rozkoszne dreszcze.
-Twoja krew mnie przyciąga i kusi ale bardziej pragnę ciebie.
Moje serce podskoczyło w piersi na te słowa.Pragnął mnie.Wiedziałam o tym ale potwierdzenie tego z jego ust wywołało jeszcze większe drżenie w moim brzuchu.Boże jak ja go pragnę.Podniosłam rękę i dotknęłam jego policzka.Był gorący i lekko drapał od zarostu.Patrzył na mnie w na w pół zamkniętymi oczami.Oblizałam wargi na co on westchnął delikatnie.Zbliżyłam swoje usta do jego warg.Dzieliły nas centymetry.Czekałam aż mnie pocałuje.Walczył z pokusą.Muszę go sprowokować aby się nie wycofał.Wysunełam język i polizałam go po górnej wardze.Nie wytrzymał.Na sekundę przed tym jak rzucił się na moje wargi dostrzegłam mocniejszy błysk czerwieni w jego oczach.Pocałował mnie tak gwałtownie że gdyby mnie nie trzymał straciła bym równowagę i upadła.Miażdzył moje wargi.Ugniatał swoimi i skubał.W końcu rozchylił je językiem i wtargnął do środka dotykając wnetrza moich ust.To było cudowne,oszałamiające doznanie.Starałam się odwzajemnić pocałunek na co Liam reagował z jeszcze większą namiętnością.Nagle oderwał się ode mnie i odsunął wypuszczając mnie ze swoich ramion.Dyszał ciężko przez rozchylone usta.Poczułam się opuszczona i ponownie odtrącona.
-Co ty ze mną wyprawiasz kobieto?Używasz jakiś czarów?
Wysapał.Poczułam się urażona.Próbował cała winę zrzucić na mnie.Ze niby go zmusiłam.Wkurzyłam się.
-Ale z ciebie dupek.
Wyrzuciłam z siebie.Spojrzał na mnie zszokowany.
-Sam także pragnąłeś tego pocałunku a teraz całą winę za to zrzucasz na mnie.Masz strasznie słabą wolę skoro tak niedoświadczona kobieta jak ja potrafiła cię do czegoś zmusić.
-Boże Loren przepraszam.Przy tobie nie potrafię logicznie myśleć.Wybacz mi.
Przeczesał swoje włosy palcami i spojrzał na mnie błagalnie.
-I co teraz odejdziesz i zostawisz mnie?
Pokiwał głową ale za chwilę pokręcił w zaprzeczeniu.
-Powinienem ale nie jestem wstanie odejść.
Odsunęłam się od niego i usiadłam na łóżku bo znowu poczułam słabość w kolanach.Mój oddech wrócił do normy a namiętność zastąpiło poczucie pustki.Milczeliśmy przez kilka minut.
-Loren możesz zejść do salonu.
Usłyszałam głos babci z korytarza.Spojrzałam na zegarek.Zostało piętnaście minut do północy.Wstałam i podeszłam do drzwi.Stał cały czas w tym samym miejscu.
-Liam musimy zejść na dół.
Nic nie odpowiedział.Pokiwał tylko głową.
Siedziałam na sofie w salonie i spoglądałam to na zegar to na stojącego pod oknem wampira.Nie patrzył na mnie tylko w podłogę.Ale z niego uparty osioł.Sam przed sobą nawet się nie przyzna że go pociągam.Baran.Skoro tak bardzo tego nie chce to wybiorę kogoś innego.Kogoś kto być może mnie pokocha.A napewno pokaże mi co to jest namiętność i pożądanie.Nagle spojrzał na mnie i zmróżył oczy.No tak usłyszał moje myśli.I dobrze.Byłam naprawdę na niego wściekła.
-Kochanie już jesteśmy.
Usłyszałam głos babci.Weszła do pokoju razem z Różą.Podeszły i usiadły obok mnie.Złapały mnie za ręce.
-Skarbie rozlużnij się i zamknij oczy.Postaraj się odprężyć.
Wykonałam polecenie ale ciągle myślałam o pewnym ośle.Cholera czemu aż tak bardzo wyprowadzał mnie z równowagi.Zegar zaczął wybijać północ a przez moje ciało przepłynęła energia.Promieniowała z mojego serca i rozchodziła się po całym ciele.Była ciepła i bardzo przyjemna.Taka naturalna.Poczułam się tak jakby ostatni element układanki wskoczył na swoje miejsce.Jak mogło mi tego nie brakować.Usłyszałam szum w głowie wielu głosów.Tak jakby ktoś właczył radio i nie ustawił go na jedną stację tylko kilka nakładało się na siebie.Przez ten szum przebił się głos babci.
-Kochanie wyobraż sobie że stawiasz mur do okoła swojej głowy a w tedy głosy umilkną.
Zaczęłam budować ścianę.Cegła po cegle.Szło mi powoli.
-Na środku tego muru umieść zamknięte drzwi.
Ponownie głos babci przebił się przez szum i trzaski.Ok im mur stawał się coraz wyższy tym łatwiej było go budować.Drzwi na środku pojawiły się natychmiast jak tylko o nich pomyślałam.Zatrzasnełam je i głosy umilkły.Zapanowała cisza.Słyszałam tylko tykanie zegara i oddechy osób znajdujących się w tym pokoju.Otworzyłam oczy i spojrzałam na babcię.Uśmiechała się szeroko.
-Jak się czujesz kochanie?
Zapytała.Puściły moje dłonie.
-Dobrze.
Odpowiedziałam cicho.
-Narazie nie otwieraj tych drzwi sama.Musisz trochę poćwiczyć wizualizację i wyciszanie się.Inaczej nie będziesz wstanie nad tym zapanować.
Byłam zafascynowana.Czułam moc,energię wewnątrz siebie.
-Czy mogę teraz stworzyć takie światło ja ty?
Babcia pokiwała głową.
-Tak skarbie chociaż ja wykorzystuję do tego moc żywiołów ale ty masz tyle magii w sobie że przyjdzie ci to bez trudu.Poprostu wyciągnij dłoń przed siebie i wyobraż sobie kule energii.
To jest aż tak proste?Nie mogłam w to uwierzyć.Podniosłam dłoń i pomyślałam o różowej błyszczącej kuli światła a ułamek sekundy póżniej ujrzałam ją na swojej dłoni.Roześmiałam się.To naprawdę jest takie proste.Zamknęłam dłoń i kula znikła tak jak jej nakazałam w swojej głowie.
-Babciu to jest niesamowite.
Babcia pokiwała głową.
-Od jutra zaczniemy ćwiczenia.Musisz się sporo nauczyć.A teraz powinnaś odpocząć.
Ucałowałam babcię w policzek i wstałam.
-Dziękuję wam.
Powiedziałam.Pochyliłam się i ucałowałam także Róże.Była wyrażnie zaskoczona ale szczęśliwa.Odwróciłam się i wychodząc z salonu pomyślałam.
-"Ian musimy porozmawiać".
Widziałam że na mnie spojrzał więc usłyszał.Kiedy wyszłam przez drzwi skierowałam się na schody usłyszałam że szedł za mną.Chwycił mnie za ręką i odwrócił w swoją stronę.W oczach miał udrękę.
-"Jutro odejdę"
Powiedział w myślach.
-"Nie,niepozwalam ci.Znowu chcesz uciec."
Pomyślałam z wyrzutem.
-"Rzucam ci wyzwanie.Jeżeli zostaniesz do momentu aż wybiorę partnera dostaniesz co tylko sobie zażyczysz".
Widziałam jak oczu mu zalśniły.
-"Co tylko będę chciał?"
Zapytał.
-"Tak.Zgadzasz się?"
Pokiwał głową.
-"Przyjmuję wyzwanie"
-"Ok"
Odpowiedziałam.Puścił moją rękę a ja poszłam do swojego pokoju.
Dodaj komentarz